sobota, 31 stycznia 2015

Twarzowe combo

Żeby nie było, że moje życie kręci się wyłącznie wokół dziecka i tematyki z tym związanej ;) pora na posta kosmetycznego. Na punkcie kosmetyków, a zwłaszcza kolorówki jestem może trochę nienormalna i na YouTube śledzę stanowczo za dużo kanałów urodowych, ale dziś "nie o tym, nie o tym, nie o tym". 

Raz na jakiś czas, a dokładniej wtedy, gdy zauważę na swojej twarzy suche skórki (czyli przynajmniej raz w tygodniu), poświęcam mojej skórze trochę więcej czasu niż na co dzień. Prawdę mówiąc moja pielęgnacja twarzy ogranicza się do oczyszczania i kremowania, tudzież potraktowania facjaty olejkami. Chodzi mi po głowie spróbowanie przygody z kwasami złuszczającymi, ale dopóki karmię, to mogę o tym zapomnieć. Pielęgnacja- nic specjalnego, ale też moja skóra nie jest teraz jakaś specjalnie wymagająca. Tak na prawdę stan mojej cery totalnie zmienił się w ciąży, przed była ona mieszana z tendencją do mocnego przetłuszczania. Teraz mam cerę raczej normalną, która miewa czasem tendencję do przesuszania, rozszerzonych porów, popękanych naczynek przy skrzydełkach nosa, z rzadka pojawiają się jakieś wypryski (ale sama się o nie proszę pałaszując tabliczkę czekolady na raz). Zatem, gdy moja skóra woła o pomstę do nieba, staram się o nią trochę bardziej  zatroszczyć niż zwykle:

  1. Pierwszym krokiem jest oczyszczanie. Najpierw zmywam makijaż płynem micelarnym, a później dokładnie peelinguję twarz pastą z Ziaji, z serii Liście Manuka (cena ok.8 zł)- różne opinie krążą na jej temat, mi krzywdy nie zrobiła i chętnie ją stosuję. Ma postać faktycznie przypominającą pastę, z granulkami drobnego, ale mocno ścierającego peelingu. Robi to, czego oczekuję, a więc dobrze oczyszcza i ściera martwy naskórek (czasem po masażu zostawiam ją na parę minut), po jej zastosowaniu moja skóra bardzo dobrze chłonie kosmetyki, które później na nią nakładam
  2. Kolejnym krokiem jest maseczka. Oczyszczona buzia, jest gotowa na przyjęcie kolejnego specyfiku, w moim przypadku jest to Odmładzająca Maska do Twarzy, Zielona Kawa i Jedwab z firmy Organic Shop (cena ok. 12 zł). Mimo, że nie jestem fanką zapachu kawy, tutaj nie jest on jakiś intensywny, więc zupełnie mi nie przeszkadza. Maska ma przyjemną, kremową konsystencję i lekko szary kolor. Producent zaleca zmyć ją po kilkunastu minutach wodą lub zetrzeć nadmiar, ale ja zazwyczaj trzymam ją dłużej, aż poczuję, że zaschła i moja skóra wchłonęła wszystko co mogła. Zdecydowanie moja ulubiona maska ever!
  3. Czasem te dwa punkty wystarczą i skóra mojej twarzy jest nawilżona i sprawia wrażenie rozpieszczonej, ale jeżeli chcę jej dodać jeszcze coś "ekstra", to używam kremu z Ziaji Med, Kuracja Dermatologiczna z Witaminą C (cena ok. 13 zł). Bardzo przyjemny, lekki krem, który ma wspomagać skórę w walce ze zmarszczkami i przebarwieniami. Nie daje może jakichś spektakularnych efektów, ale mam wrażenie jakby faktycznie delikatnie rozjaśniał przebarwienia, skóra jest nawilżona. Całkiem niezły krem, w przystępnej cenie




Jest jeszcze jeden specyfik, który wielokrotnie uratował moją przesuszoną twarz, krem Alantan Dermoline w wersji lekkiej (w niebieskiej tubce, cena ok. 8zł). Najbardziej spektakularny ratunek przy jego udziale miał miejsce przed chrztem H. Nie mam pojęcia co się wtedy wydarzyło (być może coś mnie uczuliło), ale dzień przed uroczystością skóra na policzkach była sucha jak nigdy dotąd, przypominała zeschniętą skorupę. Wystarczyło kilka aplikacji kremu w ciągu dnia na te najbardziej newralgiczne miejsca i peeling następnego dnia, a po problemie nie było śladu. Chętnie wracam do tego kremu, ale z pewną ostrożnością, bo zdarzyło mu się zapchać pory.


Do następnego,
M.

piątek, 30 stycznia 2015

Mamo, Tato co Wy na to? Podział ról i obowiązków

Pisząc o prezentach urodzinowych (klik) przyszedł mi do głowy pomysł na temat jaki chciałabym poruszyć w dzisiejszym poście, a mianowicie o rolach jakie w wychowaniu dziecka pełnią rodzice. Piszę tego posta od dwóch dni... Chyba trudny temat sobie wybrałam, ale nie ma co chować głowy w piasek, bo przecież w życiu się od takich tematów nie ucieknie. Nie żyję w jakimś utopijnym świecie, gdzie wszystko jest idealne i tak jak być powinno, więc mam świadomość, że samotni rodzice także mogą z powodzeniem wychować swoje dziecko, ale chyba zgodzicie się ze mną, że najlepszą opcją jest pełna rodzina. Takiej właśnie rodzinie chcę poświęcić dziś te kilka słów. Postanowiłam nawet sięgnąć do moich nieco zapomnianych notatek ze studiów, żeby przypadkiem nie napisać tu jakichś herezji ;) Proszę, żebyście nie traktowali tego wpisu jako recepty na idealną rodzinę, bo nie znam takiej (ani recepty, ani rodziny;), ale jako pewien drogowskaz, który może wskazać dobrą drogę. Wychowanie to bardzo rozległy temat, dlatego moje wywody chcę ograniczyć do czasu kiedy dziecko jest niemowlęciem. Taki okres czasu wystarczy, żeby nauczyć się już pewnego funkcjonowania, którego konsekwencje będziemy obserwować w dalszym rozwoju malucha, ale także naszym jako rodziców. Może wychowaniem starszych dzieci z perspektywy psychologa zajmę się innym razem, ale to już życie samo zweryfikuje.


źródło: pinterest.com


Teraz odkryję przed Wami Amerykę, kobiety i mężczyźni zasadniczo się od siebie różnią, bywa to często powodem wielu nieporozumień, ale ma też wiele plusów, bo dzięki tym różnicom możemy się nawzajem uzupełniać. Mama przez cały okres ciąży jest już bardzo związana z dzieckiem, później poród i wyrzut oksytocyny do organizmu jeszcze tę więź umacnia. Tata natomiast przygląda się temu wszystkiemu z boku, te doświadczenia go dotyczą ale jakby nie bezpośrednio. Jak już wspomniałam w poście o początkach macierzyństwa, szalenie ważne jest aby pozwolić ojcu dziecka uczestniczyć od początku w życiu Waszego malucha. Wiem, że nie każda kobieta marzy o tym, by jej mąż towarzyszył jej podczas porodu, ale jest dowiedzione przez badania, że ojcowie uczestniczący przy porodzie swojego dziecka bardziej się od początku angażują w opiekę nad nim. 

Mama, ta, która zazwyczaj kocha bezwarunkowo, której obecność daje dziecku poczucie bezpieczeństwa. Jest to ta osoba, która jako pierwsza uczy dziecko poznawania i wyrażania emocji, uczuć. To mamusiną twarz rozpoznaje jako pierwszą, bo ją widzi najczęściej. Już sam ten fakt jest ważny, bo możemy naśladować miny jakie robi nasze dziecko, to już jest pewna forma komunikacji, dziecko może się przeglądać w maminej twarzy jak w lustrze. Znam dzieci, które wolą obserwować dorosłych odwzorowujących ich miny, niż kolorowe zabawki. Mów do malucha jak najwięcej, przecież Twój głos pamięta jeszcze z pobytu w brzuchu. Mów mu o tym co robisz, nazywaj części maleńkiego ciałka, mów o swoich radościach, ale też o smutkach, jeżeli płaczesz, nie mów, że wszystko w porządku, tylko nazywaj swoje emocje, to pomoże Ci się uspokoić, a także nauczy Cię dobrego zachowania na przyszłość, bo jak zwykle lubię sobie powtarzać: "Mama jest od uczuć"- to jest ta sfera, w której nie mamy sobie równych ;) Może macierzyństwo jest dla niej trudną drogą pod górę, ale przyjdzie taki moment, że ze szczytu zobaczysz przed sobą piękny widok (przynajmniej tak powiedziała kiedyś bardzo mądra i doświadczona położna- Irena Chołuj).

Tata. Czyli ten, który jest silny, przede wszystkim fizycznie. Ten, który ma wrodzone predyspozycje do bezpiecznego noszenia Malucha, a dzięki temu może pomóc odciążyć trochę maminy kręgosłup. Często mówię do mojego Męża: "Tata jest od eksploracji świata", od pokazywania dziecku świata. Wspólne zabawy jak układanie klocków, robienie samolocika i wszystkich tych rzeczy, których raczej nie robi Mama, to są zadania dla Taty. Mam wrażenie, że czasem rola ojca jest bagatelizowana, że jest odsuwany od dziecka, bo przecież sobie z nim nie poradzi, a tak na prawdę jego obecność odgrywa bardzo ważną rolę na każdym stadium rozwoju malucha. Jeżeli nie będzie od początku uczestniczył w życiu dziecka, to niby czemu miałby uczestniczyć później? W którym momencie powinien się włączyć? Tata ma jeszcze jedną ważną rolę do spełnienia- dawanie poczucia bezpieczeństwa, akceptacji i wsparcia dla Mamy, której bez niego będzie zdecydowanie trudniej funkcjonować. Dzięki przebywaniu z Tatą dziecko lepiej rozwija się społecznie, ruchowo, poznaje normy.

Może tyle wystarczy na początek. Po  prostu najważniejsze jest to, żeby w miarę naszych możliwości dzielić się obowiązkami Mama karmi, Tata zmienia pieluchy, Mama ubiera rano, Tata kąpie itd.
C. D. N. ;)

"Być matką i ojcem to piękne i trudne zadanie. Być rodzicem to nie znaczy tylko posiadać dziecko, ale przede wszystkim być dla dziecka. Być dla kogoś to służyć mu nie oczekując wdzięczności, szanować jego indywidualność, nie zmuszać go do natychmiastowego wypełniania własnych oczekiwań. Być rodzicem to nieustannie przeżywać ze swoim dzieckiem coraz to nowe doświadczenia, uczyć go emocji, różnych sposobów reagowania, kształtować własną i jego postawę życiową. Jest to proces trwający do momentu osiągnięcia przez dziecko dojrzałości, zdolności samostanowienia o sobie, czasem trwający całe życie." Irena Chołuj, Urodzić razem i naturalnie

Do następnego,
M.

Randka. Małżeńska

Randka? Może nie ma w tym nic dziwnego, ale małżeńska?! Można powiedzieć, że faktycznie randkowanie kojarzy się szczególnie z czasem zdecydowanie przedślubnym, a już na pewno przedrodzicielskim. Teraz czas na trochę teorii i pora żebym się psychologicznie powymądrzała i wykorzystała swoją wiedzę, a że robiłam kiedyś prezentację na ten temat, to chętnie się do niej odwołam (bez obaw, nie mam zamiaru robić tu wykładu z psychologii ;) Otóż jest taki model, który nazywa się triangularnym modelem miłości. Triangularny (inaczej trójczynnikowy), bo opiera się na trzech składnikach, których współwystępowanie tworzy miłość kompletną, a więc idealną, taką, do której dąży większość ludzi. Tymi składnikami są: intymność, namiętność i zaangażowanie. Każdy z tych elementów, pojawia się kolejno podczas trwania danego związku, a ich pojawienie się warunkuje w ogóle istnienie danej relacji miłosnej. Więc w wielkim skrócie składniki miłości można opisać tak:

  • Intymność- tworzą wszystkie pozytywne uczucia i działania jakie im towarzyszą, a które wywołują przywiązanie. Wzajemny szacunek, radość z obecności kochanej osoby, zrozumienie, dbanie o dobro drugiej osoby, świadomość, że można liczyć na partnera
  • Namiętność- w miłości kompletnej pojawia się jako drugi składnik w kolejności. Towarzyszy jej odczuwanie silnych emocji jak pożądanie, zachwyt, dążenie do bliskości
  • Zaangażowanie- wszelkie działania, uczucia czy decyzje, które mają na celu przekształcenie miłości romantycznej w trwały związek, taki, który przetrwa mimo przeszkód

Teraz pomyślmy przez chwilę jak jest w naszym związku? Czy znajdujemy w nim te wszystkie składniki? Jeżeli czegoś brakuje, to może warto nad tym popracować? 

W momencie kiedy pojawia się dziecko, staje się dla nas całym światem. Bardzo łatwo jest zatracić się w rodzicielstwie, zapominając trochę o swoim małżeństwie. Może namiętność gdzieś wygasła, może nasze rozmowy ograniczają się do wymiany spostrzeżeń na temat (za przeproszeniem) koloru kupy naszego dziecka, może nie mamy czasu, ani siły, ani chęci na romantyczne spacery o zachodzie słońca, ale to jest właśnie ten moment, kiedy warto zawalczyć o chwile tylko dla siebie. To nie musi być od razu jakieś wyjście nie wiadomo gdzie. Na początek wystarczy kolacja, tylko we dwoje, kiedy maluch już śpi. Dobrze jest wykrzesać choć odrobinę starań, żeby zadbać o siebie (może po prostu umyć głowę, pomalować rzęsy). Móc przypomnieć sobie jak było gdy byliście tylko we dwoje, kiedy uwielbialiście rozmawiać ze sobą godzinami. Żebyście obudzili na nowo intymność, która zgubiła się gdzieś w codzienności, ale także po to, żebyście mogli dostrzec siebie na nowo, w nowej rzeczywistości, w której zostaliście przecież postawieni oboje. Pozwólcie sobie na ten czas, w którym będziecie mogli zakochiwać się w sobie na nowo, bo jeżeli Wy będziecie ze sobą szczęśliwi, to i Wasze dziecko będzie szczęśliwe.


źródło: pinterest.com


Do następnego,
M.

środa, 28 stycznia 2015

Prezenty dla roczniaka

Pierwszą imprezę urodzinową naszej H. mamy już za sobą. Dużo stresu kosztowało mnie jej przygotowanie, ale wszystko wyszło tak jak zaplanowałam, było dziewczęco, słodko, ale nie kiczowato. Dużo czasu zajęło mi obmyślenie wszystkiego co dotyczyło naszego święta, od wystroju, przez jedzenie, prezenty itd.


źródło: pinterest.com


W dzisiejszym poście chcę Wam pokazać inspiracje, takich prezentów, które się u nas sprawdziły:) którymi nasze dziecię bawi się każdego dnia, które są bezpieczne i w mojej ocenie dobrze wpływają na jej rozwój psychoruchowy. Zaproponuję zabawki uniwersalne, które można znaleźć zarówno w wersji dla chłopców i dziewczynek.

Oto moje propozycje:
  1. Klocki. Fantastyczna sprawa! Świetnie wpływają na koordynację wzrokowo-ruchową, pomagają w nauce rozróżniania kształtów i kolorów, rozwijają kreatywność, koncentrację, można dzięki nim uczyć dziecko zasad jak np. sprzątanie po zabawie i co najważniejsze uwielbiają je też Tatusiowie, więc chętnie się z dzieckiem bawią (chyba nie muszę pisać o tym jak to jest ważne dla prawidłowego rozwoju malucha? Albo może naskrobię jutro na ten temat kilka słów). My mamy klocki drewniane, mieszkają sobie w wiaderku, które w wieczku ma separator kształtów. Córcia dostała w sumie dwa wiadra drewnianych klocków, ale w różnych wzorach, więc można uznać, że prezenty się nie powtórzyły ;)
  2. Książeczki. Tego chyba nigdy za wiele. Nasza Córcia zdecydowanie woli je, póki co oglądać, niż słuchać naszego czytania
  3. Puzzle. Duże, też mogą być drewniane. Dobrze wpływają na rozwój motoryki małej, czyli np. precyzyjnych ruchów palców rąk, bo trzeba obracać elementy (dobry rozwój motoryki palców, ma związek z lepszym rozwojem mowy)
  4. Huśtawka. Można zawsze powiedzieć, że nie ma się warunków na tego typu przyrządy w domu, ale tak na prawdę dla chcącego nic trudnego. Nasza huśtawka wisi w drzwiach kuchennych, na drążku rozporowym (kupionym w sklepie sportowym), można? Można. Po co w ogóle huśtawka? Poza radochą jaką ma dziecko, huśtanie fantastycznie wpływa na rozwój poprzez ćwiczenie m.in. koordynacji ruchowej. Huśtawki są też wykorzystywane podczas zajęć z Integracji Sensorycznej, więc myślę, że warto poważnie rozważyć taki zakup
  5. Teraz wisienka na torcie. Tipi, czyli taki namiot, który można postawić w dowolnym miejscu mieszkania (latem na balkonie/tarasie czy w ogródku), który będzie wydzielał dziecku jego miejsce zabaw. Mi osobiście szalenie podobają się takie namioty, podziwiałam je na wielu blogach i w końcu z pomocą niezawodnej Cioci, zrobiłyśmy własny, tzn. dla naszej małej Jubilatki :) To taki uroczy kącik, w którym dziecko będzie się bawiło jeszcze długi czas.
tak wygląda nasze Tipi DIY :)

Mam nadzieję, że moje propozycje okażą się dla kogoś pomocne. Przed zakupem pamiętajcie jednak żeby sprawdzać czy dana zabawka jest bezpieczna dla Waszego dziecka .

Do następnego,
M.

Lumpeksowe perełki

Jako nastolatka nie specjalnie interesowałam się wyszukiwaniem jakichś niepowtarzalnych ciuchów, kupowałam rzeczy głównie w sieciówkach. Dopiero pod koniec liceum odkryłam, że w ciuchlandach/lumpeksach/szmateksach/grzebach można znaleźć na prawdę sensowne rzeczy za niewielkie pieniądze. Prawdę mówiąc większość rzeczy, które teraz sobie kupuję są właśnie z second handów. Mam kilka takich swoich sprawdzonych miejsc gdzie prawie zawsze znajdę coś ciekawego. Wynajduję przeróżne rzeczy dla siebie, Męża, Córki i do domu. Dziś postanowiłam podzielić się moimi szczególnie ulubionymi zdobyczami. Tak sobie myślę, że pewnie takie posty będą pojawiały się co jakiś czas, postaram się jakoś dzielić moje zdobycze i na początek może kolorystycznie? Jako pierwsze niech będą rzeczy czerwone. Czerwony, to kolor, który nie jest jakimś moim szczególnie ulubionym, ale zwłaszcza w okresie późnojesienno-zimowym lubię wplatać do swojego otoczenia właśnie czerwone akcenty kolorystyczne.

Każdą z tych rzeczy kupiłam innego dnia, tak się złożyło, że każdą w tym samym miejscu, każdą z nich jak tylko zobaczyłam, wiedziałam, że biorę i już ;) Jako pierwszy wypatrzony został mój sweter z H&M. Miał co prawda dziurę na ramieniu, ale, że igły i nici się nie boję, to go przygarnęłam. Jest niebotycznie ciepły i jesienią nosiłam go czasem do kamizelki. Jedyny jego minus, to to, że gubi kłaczki- ma ktoś jakiś sposób żeby się z tym rozprawić?
Cena 3.50 zł (słownie: trzy pięćdziesiąt! :)

sweter mamuśki


Następny w kolejności był sweterek, który sobie niemalże wymarzyłam dla Córeczki, z resztą całkiem podobny do mojego ;) Jak zobaczyłam go wiszącego na wystawie, kompletnie nie zniszczonego, w dobrym rozmiarze, to nie miałam wątpliwości, że będzie nasz. Tym bardziej, że kosztował (uwaga, uwaga!) 1.50 zł :D no żal było nie wziąć!

sweter Córuśki

Na koniec perełka, a właściwie perła dzisiejszej gromadki ;) ale zanim go pokażę, muszę zrobić krótki wstęp- uwielbiam wyszukiwać nowe rzeczy do domu, a takie, które niewiele kosztują, a przy tym efektownie wyglądają sprawiają mi największą radość (logiczne). Uwielbiam zmieniać wystrój naszych czterech kątów, przestawiać meble, zmieniać kolory, nadawać inny klimat przez różne drobiazgi, więc jak któregoś pięknego dnia weszłam do ciucha i zobaczyłam leżący w koszu porzucony, samotny, niezniszczony, w skandynawskim klimacie, czerwony dywan, który kosztował 5zł (!!!), to jakże miałam go nie kupić?! Czyż nie jest absolutnie fantastyczny?


dywan
Za te trzy rzeczy zapłaciłam w sumie 10 zł :D taki ze mnie łowca okazji! Za jakiś czas pokażę kolejne zdobycze, takie najlepsze z najlepszych, ale trzeba sobie dawkować przyjemności ;)

Do następnego!
M.

wtorek, 27 stycznia 2015

Poranne nudności- domowy sposób jak się z nimi rozprawić

Dziś króciutki post z moim niezawodnym sposobem na ciążowe nudności. Na początku chcę jednak podkreślić, że nie jestem lekarzem i to co sprawdziło się u mnie i nie wywołało żadnych skutków ubocznych, nie koniecznie musi się sprawdzić u Ciebie, poza tym, jeżeli bierzesz jakieś leki, to także skonsultuj się ze swoim lekarzem, czy przypadkiem nie wchodzą one w jakieś niepożądane reakcje z którymś ze składników mojej herbatki. Zawsze, jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości, zapytaj swojego lekarza!

Mimo, że minęło już trochę czasu odkąd byłam w ciąży, doskonale pamiętam jak w połowie pierwszego trymestru dopadły mnie osławione poranne mdłości. Od razu po przebudzeniu, nie mogłam patrzeć na jedzenie, ba! nawet nie mogłam otworzyć lodówki, bo sam zapach jedzenia (nawet takiego, które uwielbiam) powodował u mnie pogorszenie, nazwijmy to, humoru ;) Szukałam informacji na temat jakiegoś domowego, bezpiecznego sposobu, który choć trochę załagodziłby te niezbyt przyjemne ciążowe objawy i znajoma położna poleciła mi spróbowanie imbiru. Na początku robiłam herbatkę imbirową (bardzo gorącą wodą zalewałam dwa plasterki świeżego imbiru, próbowałam też z suszonym, ale efekty były dużo słabsze), później moja mikstura została ulepszona i wzbogacona o miód i cytrynę. Codziennie rano, takie antidotum na "złe samopoczucie" przygotowywał mi mój Mąż i dopiero po wypiciu takiego naparu na czczo i odczekaniu kilkunastu minut mogłam iść coś zjeść, bez obawy, że śniadanie się zmarnuje, if you know what I mean ;)

Przepis jest bardzo prosty i myślę, że można go spokojnie modyfikować wedle uznania (np. dodając sok z malin), oczywiście z wyjątkiem jednego składniku, imbiru, który łagodzi nudności i dziś występuje jako jako gwóźdź programu:

  • 2 plasterki świeżego imbiru (można je przecisnąć przez wyciskaczkę do czosnku)
  • szklanka mocno gorącej, ale nie wrzącej wody
  • łyżeczka miodu
  • wciśnięta cytryna "na oko" 

Imbir zelewamy wodą i dodajemy resztę składników według naszych upodobań, to wszystko :) Oczywiście później wypijamy naszą herbatkę, żeby mogła zadziałać ;)

Tak przygotowany napój, poza rozprawieniem się z nudnościami, ma także inne dobroczynne właściwości:  ma działanie przeciwzapalne (np. pomaga przy przeziębieniach), przeciwgrzybicze i bakteriobójcze, rozgrzewające, poprawia przemianę materii i ułatwia trawienie, działa przeciwobrzękowo- można by rzec ideał, ale! jak już wspomniałam na początku, zanim wypróbujesz mój przepis, zapytaj najpierw swojego lekarza, czy nie widzi przeciwwskazań, żebyś stosowała taki domowy specyfik.


źródło: pinterest.com


Do następnego,
M.

piątek, 23 stycznia 2015

Czy Karp może uspokoić Malucha?

Dziś znowu wspomnę o tym, że chodzenie na zajęcia do szkoły rodzenia ma sens, no chyba, że już masz jakiś poród za sobą ;) ale jak jesteś świeżaczkiem w tym temacie, to się nie wahaj.
Na jednym z ostatnich zajęć położna wyświetliła nam film o tym jak skutecznie uspokoić noworodka, chociaż z tego co widzę, część z tych metod sprawdza się i u starszego niemowlaka. Dzisiejszy post będzie poświęcony właśnie tej fantastycznie logicznej metodzie- metodzie Karp'a.

Zastanówmy się przez chwilkę, co czuje dziecko będąc w brzuchu u mamy? Jest mu ciasno, ciepło, cicho, ale słyszy szum (twojego tętna, pracującego żołądka,przytłumione odgłosy z zewnątrz), jest kołysane. Kiedy się rodzi, to wszystko nagle jest mu zabrane. Otacza je ogromna przestrzeń, jest zimno, głośno. Maluch ma prawo bać się tego wszystkiego. Co więc możemy zrobić, żeby pomóc mu przystosować się do nowego świata i trochę opanować jego płacz? Logicznym rozwiązaniem wydaje się przywoływanie mu tego co miał u mamy pod sercem. Do takiego też wniosku doszedł amerykański pediatra- Harvey Karp :) Według niego dziecko rodzi się jakby o trzy miesiące za wcześnie, dlatego zachęca do tego, żeby mu ten "brzuchowy" czas przedłużyć, żeby stał się jakby czwartym trymestrem. Kolejne założenie jego metody to fakt, że według niego, każde dziecko ma umiejętność samouspokajania, wystarczy tylko mu o tym przypomnieć przez konkretne czynności. Karp opracował metodę, w której wykonujemy pięć takich czynności (czasem dzieci uspokajają się już po wykonaniu pierwszej z nich :) Zatem gdy usłyszałam o tej metodzie po raz pierwszy pomyślałam sobie, że może i jest warta uwagi, ale ja poradzę sobie z moim dzieckiem bez pomocy jakiegoś amerykańca, który wymyśla sposoby na krnąbrne dzieci ;) O jakże się myliłam!

Nasza Córeczka, była na początku spokojnym maluchem, dość dobrze zniosła pojawienie się po tej stronie brzucha. Kiepsko natomiast znosiła moje wyjścia z domu, kiedy brakowało jej "cycusiowego uspokajacza" dlatego pierwszą osobą, która przetestowała metodę Karp'a był mój Mąż ;) i się udało. Teraz po kolei przejdziemy przez wszystkie czynności jakie poleca Karp:
  1. Owijamy malucha kocykiem, pieluchą flanelową albo specjalnym otulaczem
  2. Przekręcamy bobasa na bok, tak aby główka była nieco niżej niż reszta ciałka
  3. Szumimy do ucha, wydając odgłos "paszczą" (że tak sobie pozwolę zacytować klasyka;) lub np. włączoną suszarką, o której już wcześniej wspominałam
  4. Kołyszemy dziecko, najlepiej jest usiąść, położyć ręce na udach, a w dłoniach, jak w koszyczku trzymać główkę niemowlaka, która podczas kołysania powinna się delikatnie kiwać 
  5. Ssanie- może być palec, pierś, chociaż moim zdaniem, w ostateczności także smoczek
 Można zrobić wszystkie te rzeczy po kolei, ale to nie są jakieś sztywne wytyczne, tylko propozycje. Dobre na początki poznawania się z Dzieciątkiem, później pewnie opracujecie własny sposób. Powiem, a właściwie napiszę jeszcze tylko jedno- suszarka rządzi ;)


źródło: pinterest.com


Do następnego,
M.

O początkach macierzyństwie słów kilka

Kiedyś usłyszałam słowa, które mocno wryły się w moją pamięć. "Podczas porodu rodzi się nie tylko dziecko, ale i matka" i z perspektywy czasu mogę stwierdzić na swoim przykładzie, że jest w tym dużo prawdy. Niby od momentu kiedy Maluszek zamieszka pod Twoim sercem, stajesz się Mamą, ale co znaczy, tak na prawdę, bycie Mamą zaczynasz chyba  rozumieć dopiero jak doświadczysz bólu rodzenia i początków bycia razem.

A więc (wiem, zdania nie zaczyna się od "a więc", ale nie jesteśmy już w szkole i kto mi zabroni;) udało się, Maleństwo jest już po tej stronie brzucha, możesz je tulić i wgapiać się godzinami w tę maleńką buźkę, całować te cudne, idealne paluszki. Zakochałaś się w tej maleńkiej, bezbronnej istotce do szaleństwa. Czujesz się jak superbohaterka, która skoro urodziła, to ze wszystkim innym da sobie radę. Ból? Jaki ból? Już nic takiego nie pamiętasz. Karmienie, phi, bułka z masłem! A może tak wcale nie jest? Może Maluch cały czas płacze, a Ty nie wiesz o co mu chodzi, jak pomóc? Czujesz się bezsilna i myślisz o sobie jak najgorzej. Najchętniej schowałabyś się gdzieś przed całym światem, przed wszystkimi mądrościami jakie serwują Ci wszyscy dookoła, którym wydaje się, że wiedzą najlepiej jak powinnaś zajmować się swoim dzieckiem, bo masz złe cycki, bo nie współpracujesz jak należy, bo "uspokój w końcu to dziecko!" Do tego dołóżmy szalejące w organizmie hormony i otrzymujemy straszną mieszankę.

Początki mają to do siebie, że bywają trudne, dlatego, że niosą ze sobą nieznane. Niby czegoś się spodziewamy, ale różnie może się życie potoczyć. Znam różne matki, jedne od samego początku były w stanie oddać życie za swoje dziecko, inne potrzebowały czasu, aby je pokochać- czy te drugie są gorsze i teraz mniej kochają swoje dziecko? Absolutnie nie! Jakkolwiek nie było/jest u Ciebie, daj sobie czas. Pozwól sobie na chwilę słabości, nie duś emocji w sobie i jeżeli chce Ci się płakać, to płacz. Opieki nad małym człowieczkiem można się nauczyć i z tym też sobie poradzisz. Słuchaj rad życzliwych Ci osób, doświadczonej w macierzyńskich szlakach koleżanki, mamy, czasem teściowej (o ile trafiłaś na taką z gatunku życzliwych;), jak będziesz w szpitalu, to korzystaj z pomocy personelu, pielęgniarki, położne, doradcy laktacyjni są po to, żeby pomóc przejść przez te trudne początki. Wiadomo, że różni są ludzie i nie każdy wykonuje swoją pracę z powołania, ale tutaj też dużo zależy od Ciebie. Jeżeli będziesz miała wyłącznie postawę roszczeniową, to nie oczekuj, że ktoś z sercem na dłoni będzie biegł Ci z pomocą. Sama pewnie wiesz, że zupełnie inaczej pomaga się komuś, kto żąda, bo mu się Twoja pomoc należy, a inaczej gdy poprosi, bo przyzna się, że z czymś sobie nie radzi. Może Ci się to wydawać trudne, ale spróbuj wykrzesać choć odrobinę empatii względem personelu medycznego- zobaczysz, że Ci się to opłaci.

 Kolejna sprawa, to rola ojca. Pozwól Mężowi zajmować się Waszym Dzieckiem. Dla niego to wszystko jest też nowe, ale jeżeli mu tylko pozwolisz, to łatwiej przez to przejdziecie, razem. Mężczyzna przez to, że ma więcej siły, może dłużej nosić Malucha, jeżeli jest taka potrzeba. Poza tym, jest fantastycznie przystosowany do tego, żeby kąpać Waszą Pociechę, ma prawdopodobnie większe dłonie niż Ty, więc pewniej utrzyma małe ciałko w wodzie. Pomyśl o tym, żeby Tata i Dziecko mieli jakiś swój wspólny rytuał, może właśnie kąpiel? To pomoże im budować relację. Na studiach uczyłam się o tym, że matki kochają zazwyczaj bezwarunkowo i od razu, natomiast ojcowie kochają "za coś". Może właśnie ten pierwszy uśmiech do Tatusia, może to, że sam zobaczy, że dziecko marszczy nos zupełnie tak jak on, będzie tym, co pozwoli mu zakochać się Waszym Dziecku, więc nie izoluj Malucha od Niego.  Popatrz też na to z innej strony, dla Niego to też może być ważne, że doceniasz jego starania, że widzi, że mu ufasz- niby drobna rzecz, a ile z niej może być pożytku!

Na koniec znowu kilka dodatkowych porad, które mogą Ci się przydać na początku:
  • nie bój się, że sobie nie poradzisz z karmieniem. Nie poddawaj się, wiedz, że Twoje Dziecko na początku bardzo malutko potrzebuje pokarmu. Przystawiaj tak często jak się da. Próbuj, ale jak się nie uda, to nie bądź dla siebie zbyt surowa, robiłaś co mogłaś
  • nie bój się pępka! Malucha nic tam nie boli, a Ty musisz dokładnie oczyszczać okolicę kikuta, żeby jakieś paskudztwo się tam nie zalęgło
  • weź do szpitala suszarkę do włosów, albo miej na telefonie nagranie dźwięku suszarki (w następnym poście napiszę więcej na ten temat)
  • zaopatrz się w laktator i butelkę
  • Maluch pamięta, to co było w Twoim brzuchu, dźwięki, piosenki, przypominaj mu je
  • dasz sobie radę, serio :)



źródło: pinterest.com


Do następnego,
M.

czwartek, 22 stycznia 2015

Matka do Matki. O rolach kobiety

Lubię się przyglądać ludziom, nie tylko w realu, ale też wirtualnie, może to takie moje zboczenie zawodowe ;) Jako mama, może jeszcze nie blogerka, ale na pewno podglądaczka wielu blogów, coraz częściej widzę rzecz, która mnie trochę niepokoi. Nie wiem, czy Ty też tak masz, ale zawsze jak trafiam na jakiegoś, nowego bloga (jakoś tak się składa, że zazwyczaj są to blogi innych mam;), to poza postem, który mnie zaciekawił, zwracam uwagę na zakładkę "o mnie". Mam wrażenie, że już te kilka słów, napisanych może czasem od niechcenia, może nam dużo o danej osobie powiedzieć. Nie będę tu nikogo cytować, ani pisać o konkretnych osobach, podam przykład wymyślony.

 O mnie: Jestem matką, zakochaną w swoim synku, żoną, kobietą pracującą (...)
-taki niezbyt rozbudowany przykład powinien wystarczyć

Ten przykład nie tyczy się jednak tylko tego co wpisujemy w rubryczkę "o mnie", ale też tego co o sobie myślimy. Kim jesteś?  Jakie rzeczowniki przychodzą Ci jako pierwsze na myśl gdy myślisz o sobie?  Matka, żona, córka, kobieta itp. Teraz kolejne pytanie: jaka jest kolejność tych rzeczowników?  No właśnie, co jest na pierwszym miejscu? Dlaczego ta kolejność jest taka, a nie inna? A może warto byłoby coś zmienić? Przestawić trochę tę kolejność?

Chcę Ci zwrócić uwagę na jedną tylko rzecz: po pierwsze jesteś kobietą, a reszta z określających Cię rzeczowników, a więc ról jakie wypełniasz, wynika z tej najbardziej "pierwotnej", niezależnej od nas.

Przez tego posta chcę żebyś zobaczyła, Droga Mamo (bo przypuszczam, że na tego posta jeżeli już ktoś trafi, to będzie to jakaś Mama;), że chociaż dla Twojego dziecka jesteś może całym światem, to dobrze i zdrowo jest dla Ciebie, jeżeli Ty masz jakiś świat poza nim.

Także, to by było na tyle, na jakiś czas, z moich lekko psychologicznych zapędów :)



źródło: pinterest.com


Do następnego.
M.

wtorek, 20 stycznia 2015

Porady porodowe. Co zabrać ze sobą do szpitala?

Pisałam już o psychicznym przygotowaniu do porodu (klik), teraz czas na przygotowanie torby do szpitala. Wydaje mi się, że w okolicach 34.-35. tygodnia ciąży, dobrze jest powoli zacząć się pakować. Torba może sobie stać spakowana i schowana w szafie, ale Ty będziesz spokojniejsza, że w razie czego jesteś gotowa, żeby jechać do szpitala. 



źródło: pinterest.com



Tutaj lista rzeczy, które mogą Ci się przydać:

Dla Mamy:
  • dokumenty! Dowód osobisty, karta ciąży, wyniki badań, oryginał grupy krwi,
  • kreacja do porodu ;) coś wygodnego, luźnego, zakrywającego pośladki, u mnie świetnie się sprawdziła sukienka,
  • ciepłe skarpety,
  • 2 koszule nocne, najlepiej rozpinane u góry, żeby łatwiej było karmić Malucha,
  • szlafrok, albo jakaś inna narzutka,
  • klapki pod prysznic i/lub kapcie,
  • pomadka ochronna- ratunek dla spierzchniętych ust!
  • gatki poporodowe, np. siateczkowe,
  • podkłady poporodowe,
  • podpaski poporodowe,
  • 2 ręczniki,
  • kosmetyczka, a w niej wszelkie przybory toaletowe jakie używasz,
  • dezodorant- ze względu na wrażliwy nosek Maluszka dobrze, żeby na początku był bezzapachowy
  • wkładki laktacyjne (post o wkładkach, które polecam klik),
  • papier toaletowy,
  • woda do picia w małych butelkach,
  • jakaś przekąska np. ciasteczka, żebyś miała co przegryźć po porodzie, zanim wyślesz męża po pizzę ;)
  • biustonosz do karmienia,
  • kubek i sztućce

Dla Maluszka:
  • komplet ubranek na każdy dzień. Polecam zestawy bodziak+pajacyk. Dodatkowo ze dwie czapeczki, 
  • pieluchy jednorazowe- u nas sprawdziła się  biedronkowa Dada,
  • 4 pieluszki tetrowe i 2 flanelowe, 
  • kocyk lub rożek,
  • butelka, 
  • laktator (jeżeli Maluch będzie dużo naświetlany, to to ustrojstwo pomoże Ci rozbujać laktację:)
  • butelka,
  • kosmetyków na początku Maluszek w ogóle nie potrzebuje, no może poza maścią Linomag do smarowania pupy przy zmianie pieluszki, jeżeli koniecznie coś do mycia, to mogę polecić Rossmann'ową kolekcję Babydream, mają przyjemne składy i po powrocie do domu ze szpitala dobrze nam służyły
  • chusteczkom wilgotnym mówię stanowcze NIE (później tylko zapalenia układu moczowego od nich się można nabawić, polecam każdej mamie przetestowanie ich na sobie przez jakiś czas. My używaliśmy takich większych wacików i czystej wody, jedna pielęgniarka nas ochrzaniła, że muszą być chusteczki, więc żeby nie udawać najmądrzejszych kupiliśmy i niestety zaraz Córcia miała podrażnienia. Woda i waciki the best! Albo w ogóle mycie pod bierzącą wodą. W ostateczności polecam Fitti z Biedronki- te,używane w wyjątkowych sytuacjach, były w porządku

To chyba już wszystko, resztę w razie potrzeby ktoś pewnie Ci dowiezie :) chociaż mam nadzieję, że nie będziesz musiała być długo w szpitalu i poza ubraniami na wyjście już nic Ci nie będzie potrzebne i tego z całego serca życzę!

Do następnego!
M.

Porady porodowe. Przygotowanie do porodu

Pamiętam jakby to było wczoraj. Listopadowy wieczór, powrót z wizyty kontrolnej u gina, szyjka wysoko, w końcu przestaję czekać, bo TO na pewno się jeszcze nie prędko wydarzy. 4:00 budzi mnie coś dziwnego, jakieś dziwne poczucie, że muszę wstać natychmiast. Chwila, moment i już mam pewność, że właśnie się zaczęło. Trzęsę się ze strachu, bo niby wiem co mnie czeka, ale tak na serio nie mam pojęcia czego się spodziewać, bo czego się można spodziewać? Najlepiej niczego, poważnie NICZEGO! O tym też chcę dziś pisać, o przygotowaniu do porodu, ale zwłaszcza o jego psychicznym aspekcie.

Mój poród wyglądał prawie dokładnie tak jak nie chciałam żeby wyglądał. Do dziś jak mam chandrę i wspomnę sobie to co się działo, to ściska mnie w gardle, że tak może wyglądać poród w szpitalu, w którym rzekomo można rodzić po ludzku... Miałam plan porodu, plan wymarzonego porodu, ale pod koniec ciąży, gdzieś głęboko w sercu modliłam się o to, żebym była w stanie zaakceptować to, co może się wydarzyć, co nie będzie zgodne z moim planem...

Po co w ogóle ten post?
Po to, żeby zebrać tu myśli i słowa, które słyszałam od innych i pomogły mi w tamtym czasie, ale też takie, których nikt mi nie powiedział, a mogą okazać się pomocne.

  1. Dobrze jest chodzić do szkoły rodzenia- to doświadczenie daje choć szkic tego, co będzie się działo, a jak wiem czego się mogę spodziewać, bo znam różne scenariusze, to jestem spokojniejsza i bardziej pewna siebie
  2. Moim zdaniem świetnie jest wybrać sobie szpital, który mi odpowiada, w którym chcę urodzić, a najlepiej mieć tak swoją położną (ja nie miałam i żałowałam). Owszem można urodzić z tymi, które akurat są na dyżurze, ale wydaje mi się, że jest zupełnie inny komfort  podczas porodu, gdy ma się obok siebie znajomych, zaufanych ludzi
  3. Naszykuj  sobie torbę dużo wcześniej, zawsze możesz ją przepakować, ale w razie czego odchodzi Ci niepotrzebny stres, że masz coś nieprzygotowane. O tym co dobrze jest mieć w torbie pewnie napiszę, w którymś kolejnym poście
  4. Zabierz ze sobą tego, komu na serio ufasz, przy kim się nie krępujesz. W moim przypadku był to Mąż, który fantastycznie się spisał i nie wyobrażam sobie rodzić bez niego, aczkolwiek rozumiem kobiety, które nie chcą aby ojciec dziecka im towarzyszył, wtedy dobrym pomysłem może okazać się Doula, która będzie czuwała nad tym co się dzieje i działała w interesie rodzącej, a jako doświadczona mama, potrafi pomóc i służyć dobrą radą, swoim wsparciem i masażem pleców ;) Poród z rodzoną mamą, też może być ok, chociaż ja na porodówce spotkałam matkę jednej z rodzących całą w spazmach, nie mogła się opanować patrząc na cierpienie swojego dziecka...w efekcie wyprosili ją z sali porodowej. Sama też sobie poradzisz, ale jeżeli możesz liczyć na czyjąś pomoc, to nie wahaj się z niej korzystać
  5. Przed porodem zastanów się nad kwestią szczepień malucha- czy chcesz szczepić swoje dziecko, jakimi preparatami?
  6. Rozmiar Twojego biustu nie ma żadnego znaczenia przy karmieniu piersią. Kobiety często są sfrustrowane, bo uważają, że będą miały mało pokarmu, bo tak je warunkuje mały biust, lub przy obfitym biuście czują presję, że powinny być jak chodząca mleczarnia, a okazuje się, że pokarmu mają niewiele. W jakiej byś nie była sytuacji jesteś w stanie wykarmić swoje dziecko. Jednak jeżeli z jakichś przyczyn to się nie uda,             TO NIE ZNACZY, ŻE JESTEŚ ZŁĄ MAMĄ!
  7. Dla własnego spokoju i komfortu psychicznego przygotuj sobie plan porodu 
  8. Czasem poród nie wygląda tak jak sobie to zaplanujemy, ale to nie znaczy, że był zły, tylko inny. Najlepszy jaki w danym czasie mogłaś dać swojemu dziecku
  9. Dobrze  jest znać swoje prawa i wiedzieć, że nie musisz być posłuszną, potulną pacjentką, która na wszystko się zgadza. Nikt nie może Cię do niczego zmusić
  10. Najbardziej boimy się tego, co nigdy się nie wydarzy. Postaraj się nie mieć czarnych wizji, bo zabiorą Ci radość z chwil, które mimo bólu, na prawdę mogą być jednymi z piękniejszych w twoim życiu
  11. Myśl o bólu Cię paraliżuje? Niepotrzebnie. Oczywiście, boli, ale na szczęście nie jest to ciągły ból. Po skurczu zawsze przychodzi ulga. Wiem co mówię, a rodziłam bez znieczulenia, wyobrażałam sobie, że będzie gorzej. Ja strasznie się bałam, że będę czuła jakby moje ciało się rozrywało- może też się tego boisz? A u mnie nic takiego nie miało miejsca. Pamiętaj jednak, że zawsze możesz poprosić o znieczulenie (byle przed siódmym centymetrem ;)
  12. I już prawie na koniec, DASZ SOBIE RADĘ! Frazes? Nie. Kobieta jest stworzona do tego, żeby rodzić i Ty też sobie z tym poradzisz. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak jesteś silna :)
  13. Twoje dziecko się nie urodziło, tylko to Ty je urodziłaś (nie ma znaczenia jak!)


źródło: pinterest.com

Coś byście dodali?
M.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Wkładki laktacyjne- jakie wybrać

Szmat czasu mnie tu nie było. Trochę dziwnie jest pisać pierwsze słowa, więc chyba nie będę się bawić w tłumaczenia i lanie wody i od razu przejdę do tematu.


źródło: pinterest.com


Na początku mojej laktacyjnej przygody nie specjalnie, tak naprawdę wcale, nie interesowałam się wyborem wkładek laktacyjnych. Nie miałam ich nawet w torbie do szpitala kiedy jechałam do porodu, a jakby nie patrzeć dla każdej mamy karmiącej piersią są absolutnie niezbędnym oprzyrządowaniem.

Pierwsze wkładki kupił mi Mąż i były to wkładki Bella Mamma (koszt ok. 25 zł za opakowanie 60 sztuk= 0,42 zł/szt.). Używałam je przez pierwsze dwa miesiące, bo nadal trwałam we wkładkowej ignorancji... Nie lubiłam tych wkładek. Rozwarstwiały się, więc musiałam czuwać, żeby dziecię nie najadło się kłaczków, klej który miały bardzo słabo trzymał, wielokrotnie zdarzało się, że przeciekały (na szczęście zwykle w nocy). Na ich obronę mogę tylko stwierdzić, że trafiły na najtrudniejszy moment, nawału pokarmu i być może dlatego się kompletnie nie sprawdziły, może przy ustabilizowanej laktacji bym je pokochała. Na plus znajduję jedną ich cechę- są dość cienkie, więc nie odznaczają się pod ubraniem, chociaż w dużej mierze wszystko zależy od bielizny (w miękkich biustonoszach każda wkładka z jaką miałam do czynienia się odznacza, w tych usztywnianych już nie- oczywiście nie mówię tu o jakichś potężnie wypchanych push up'ach!). Generalnie lubię Bellę (np. ich podpaski poporodowe bardzo dobrze się sprawdzały), ale w przypadku karmienia nasze drogi się rozeszły.

Kolejne, z którymi miałam do czynienia to wkładki Johnson's Baby. Kupiłam je z przymusu, bo zapomniałam zabrać swoich wkładek na wyjazd (cena ok.19zł za 50 sztuk= 0,38zł/szt.). One wypadły trochę lepiej niż Bella. Są trochę grubsze, lepiej chłonęły nadmiar pokarmu, nie rozwarstwiały się, całkiem nieźle trzymały się na miejscu, właściwie nie mam im nic do zarzucenia. Niezłe wkładki ze średniej półki cenowej, ale jak już zaczęłam poszukiwania wkładkowego ideału, to nie mogłam na tych poprzestać ;)

Następne do przedstawienia z naszej dzisiejszej rodzinki są wkładki z Rossman'a, Babydream fur Mama (ok. 6,80 zł za 30 sztuk=0,23 zł/szt.). To już wkładki z niższej półki cenowej, nie ukrywam, że dla mnie sama cena jest już dużym plusem- jakoś przy tych droższych miałam poczucie wyrzucania pieniędzy w błoto. Grubość podobna ja ww., chłonność ok, przy dłuższym noszeniu trochę się odkształcały i nie zawsze to było komfortowe, przylepiec mają nie najgorszy. Te Rossmann'owe wkładki są na drugim miejscu wśród najczęściej przeze mnie kupowanych. Właściwie mogłabym je określić jednym sformułowaniem: mogą być. Ich cena mnie mocno przekonuje, tym bardziej, że można je dorwać na promocji.

Teraz przed Państwem czarna owca naszej gromadki, wkładki laktacyjne z Real'a (marki Real, cena ok. 8 zł za 30 sztuk=0,27 zł/szt.). Kupiłam je tylko raz przy okazji zakupów w ww. sklepie i nigdy więcej nie chcę mieć z nimi do czynienia. Niby podobne do tych z Rossmann'a, ale! Przez większą część dnia je czułam (jakby miały trochę drapiące brzegi) i nie mogłam się doczekać kiedy je wykończę. Wykończyłam, podziękowałam za współpracę i pożegnałam się z dużą ulgą.

Na koniec moja perełka, wkładki do których najczęściej wracam, które dobrze mi służą, mowa tu o wkładkach z E.Leclerc'a takie  z napisem €co- Ekonomia Codziennych Oszczędności (cena 4,99 zł za 30 sztuk= 0,17 zł/szt!). Te jako jedyne nie mają przylepca, ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza, przy dobrze dobranym biustonoszu, nie latają po całej miseczce, poza tym są po prostu poprawne i poza brakiem przylepca nie widzę specjalnej różnicy między nimi, a chociażby tymi z Johnson'a, a przynajmniej nie taką, żeby płacić za wkładki dwa razy więcej, więc jak mówi nasze, stare porzekadło "jeżeli nie widać różnicy to..?" no właśnie.

Jedna kwestia, która przyszła mi do głowy na sam koniec moich rozważań, być może moja ocena byłaby zupełnie inna gdybym stosowała te wkładki w innej kolejności. Być może Bella jest fantastyczna przy ustabilizowanej laktacji, a te E.Leclerc'owe przy nawale pokarmu nie dały by rady. Być może też będę mogła to jeszcze kiedyś zweryfikować i jeżeli zmienię zdanie, to dam znać. ;)


Do następnego!
M.



Etykiety

mama pielęgnacja recenzje Macierzyństwo dziecko ciąża kobieta kosmetyki tata zdrowie inspiracje recenzja DIY rozwój styl życia czas dla siebie karmienie piersią życie domowe spa maseczka porady połóg rozwój osobisty wychowanie wyprawka biały jeleń evree garnier himalaya herbals jak dbać o siebie krem do rąk krem nawilżający kultura osobista lakier lovely make up makijaż masło do ciała maybelline motywacja opieka nad noworodkiem pielęgnacja dziecka poród porównanie powołanie pozytywne myślenie produktywność projekt denko przeziębienie rodzina szczęście szkoła rodzenia wdzięczność ziaja 123 perfect aa alantan dermoline alles mama anew avon bell biustonosze do karmienia borelioza bourjois cera mieszana cera wrażliwa cukinia czystek detoks drewniane klocki eos essence frida golden rose handmade hipp huśtawka imbir indyk inglot isana jak być szczęśliwym jak dbać o siebie w ciąży jak zrobić karuzelę jasnota biała joanna joanna reflex blond johnson's baby kallos karuzela dla dziecka karuzela nad łóżeczko katar katarek kobo korektor krem bb krem cc krem do twarzy książeczki lady speed stick lumpeks lupoline magic rose medycyna alternatywna medycyna naturalna metoda Karp'a mitex miłość nailart niedrożny kanalik łzowy nivea noworodek nowy rok nudności oczyszczanie okładka olej z nasion malin opaska diy opaska do włosów organic shop pachnąca wanna paznokcie peeling pharmaceris piaskowy lakier pierwszy trymestr podkład pomysły poranne mdłości postanowienia prezent DIY prezent dla dziecka prezenty przepis pudelek puzzle randka małżeńska ricotta roczek role rodziców rozjaśniacz rozjaśnianie włosów rozstępy roztwór hipertoniczny wody morskiej rozświetlacz rękodzieło second hand sephora snow dust sposób na więcej energii sylveco szmateks sól fizjologiczna the body shop tipi diy tonik torba do porodu urodziny wibo wkładki laktacyjne wkłądki laktacyjne węgiel yves rocher zadbaj o siebie zakupy zapchany kanalik łzowy zeszyt zioła ziołolecznictwo śnieżny pył żelatyna