czwartek, 14 maja 2015

Moje rozświetlacze czyli jak matka udaje wypoczętą

Dziś o kosmetyku do makijażu, który przez długi czas wydawał się być zbędnym, a bez którego teraz nie wyobrażam sobie mojego codziennego makijażu, czyli o rozświetlaczu do twarzy. 


moja "kolekcja" ;) rozświetlaczy

Makijaż to coś, co bardzo lubię u siebie wykonywać. Żadna ze mnie mejkap artist, ale wydaje mi się, że potrafię sprawić, że moja buzia będzie wyglądała lepiej, to co ma być podkreślone takim jest, a to co ukryte, nie rzuca się w oczy. Po latach w końcu nauczyłam się jak nie zrobić sobie makijażem krzywdy :) Oczywistą oczywistością jest, że jeżeli skóra nie jest odpowiednio pielęgnowana, to makijaż nie będzie na niej wyglądał najlepiej... Tak jak Julka pisała w poście o pielęgnacji skóry problematycznej o notorycznym przesuszaniu i matowieniu skóry na siłę, tak okazuje się, że to chyba u nas rodzinne ;) Jako nastolatka, ba nawet jeszcze na studiach (!) uważałam, że skoro skóra się świeci, to muszę ją matowić wszystkim czym popadnie: kremem, maseczkami, podkładem i pudrem matującym... Po jakimś czasie przestałam z moją skórą walczyć, a zaczęłam o nią odpowiednio dbać i zdecydowanie wolę efekt rozświetlenia niż totalnego zmatowienia. Poza tym, że skórę nawilżam, to dodatkowo wzmacniam ten efekt rozświetlaczami, dzięki nim skóra wygląda na zdrową, zadbaną i wypoczętą (- o ile nie musi udawać zdrowej i zadbanej, to zwłaszcza iluzja wypoczęcia jest pożądana ;)

od lewej: sephora, wibo, lovely i kobo

Pierwszym jaki zamieszkał w mojej kosmetyczce i widać już na nim odciśnięty ząb czasu był puder rozświetlający w kompakcie Sephora w odcieniu Golden. Nie mam pojęcia, czy jest nadal w ofercie, ani ile kosztował, bo dostałam go w prezencie. Widać go na najmniejszym palcu mojej dłoni- jest to najdelikatniejszy i najsłabiej napigmentowany z moich rozświetlaczy. Przez jego dość ciemny kolor używam go inaczej niż pozostałe- raczej jako puder dodający twarzy efektu delikatnego muśnięcia słońcem i do tego sprawdza się świetnie. Kolor jest bardzo ładny, ale raczej nie nadaje się dla chłodnych typów cery- moja bardziej różowa koleżanka nie była z niego zadowolona. Puder jest delikatny, drobnozmielony, przyjemnie pachnie. Lubię go, chociaż jako rozświetlacza bym go nie użyła- jest po prostu zbyt ciemny.

Kolejnym, którego przygarnęłam był rozświetlacz Kobo w odcieniu 310 Moonlight- to ten, który widzicie na palcu wskazującym. Z tego co wiem, Kobo ma jeszcze jeden odcień rozświetlacza, z tym, że w moim odczuciu jest on tak żółty, że nie wiem dla kogo byłby to odpowiedni kolor. Moonlight, to najjaśniejszy odcień jaki mam, zdecydowanie dla bladziochów. Moim zdaniem nadaje się także dla tych, których koloryt skóry jest żółtawy, a przynajmniej u mnie się sprawdzał, ale zimą, kiedy zaliczałam się do raczej bladolicych. Jest drobniutko zmielony i aksamitny w dotyku, nie ma drobinek, pigmentacja bardzo przyzwoita, a jego wykończenie jest jakby satynowe. Dobrze jest uważać z ilością jaką nakładamy na szczyty kości policzkowych, bo w zależności od kolorytu naszej skóry możemy zrobić nim sobie białe plamy. Poza rozświetlaniem naszych polików fajnie sprawdza się też jako cień do powiek! Do tego kreska, tusz, kolorowa pomadka i mamuśka ogarnięta ;)

Trzeci jaki wpadł w moje ręce był rozświetlacz z Wibo Diamond Illuminator (widać go na serdecznym palcu). To najbardziej neutralny odcień rozświetlacza jaki posiadam, prawie każdemu powinien odpowiadać. Pigmentację ma całkiem niezłą i raczej ciężko zrobić nim sobie krzywdę ;) Daje bardzo ładny efekt na policzkach i w wewnętrznym kąciku oka. Bardzo go lubię na co dzień.

And last but not least- Lovely Gold Highliter, coś pięknego i mój absolutny ulubieniec (to ten widoczny na środkowym palcu)! Podobno jest odpowiednikiem kultowej MaryLou, ale nie miałam jej w ręku, więc nie mogę potwierdzić tego na 100%, jakby nie było jest cudny! Szaleńczo napigmentowany, w pięknym szampańskim kolorze, daje efekt glow jakiego nie daje żaden z tych, które wcześniej wymieniłam. Ponadto jest najbardziej trwały z całej mojej gromadki. Cudo za bardzo niewielkie pieniądze :)

Podsumowując, gdybym miała zrobić ranking moich rozświetlaczy, to najlepszy jest Lovely Gold Highliter- jest najbardziej napigmentowany, najbardziej trwały, daje efekt tafli, pięknie odbija światło, ale trzeba uważać, żeby z nim nie przedobrzyć. Drugie miejsce przyznaję Wibo Diamond Illuminator- trochę delikatniejszy i mniej widoczny niż poprzednik, ale wciąż bardzo dobry, a ostatnie miejsce na podium zajmuje Kobo. Puder z Sephory niby nie załapał się na jedno z pierwszych miejsc, ale też wydaje mi się, że nie jest to typowy rozświetlacz, natomiast jako puder muskający słońcem jest świetny.

Teraz kilka zdjęć porównawczych:
  • tutaj w świetle dziennym 
    od lewej: kobo, lovely, wibo i sephora

  • tutaj z lampą błyskową
    od lewej j.w.: kobo, lovely, wibo i sephora
  • a tutaj w pełnym słońcu- wszystko widać jak na dłoni ;)
    od dołu: kobo, lovely, wibo, sephora
To by było na tyle z mojego porównania :) Który z nich jest Waszym faworytem?
Używacie takich specyfików? Polecacie jakieś inne?

Dobrego dnia!
M.

sobota, 9 maja 2015

Zapchany kanalik łzowy u niemowlaka

Dzisiejszy post poświęcony będzie dolegliwości, która dotyka bardzo wielu maluchów, czyli niedrożności kanalika łzowego. Na czym w ogóle polega taka niedrożność i jak ją rozpoznać? Oko każdego człowieka produkuje praktycznie całą dobę łzy, które oko nawilżają, ale ponadto w pobliżu wewnętrznego kącika oka, mamy też kanalik, którym łza, po oczyszczeniu oka, powinna być odprowadzana do nosa. W przypadku, gdy oczko naszego malucha wygląda jakby płakało i jest cały czas zeszklone, to znaczy, że łzy nie spływają do noska tak jak powinny, więc z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że kanalik łzowy, a właściwie nosowo-łzowy jest niedrożny. Dla dziecka nie jest to specjalnie kłopotliwe, ani bolesne, ale z czasem zamiast samej łzy może pojawić się żółta, ropna wydzielina, która może wskazywać na infekcję bakteryjną.

Nasza historia z niedrożnym kanalikiem łzowym ciągnęła się przez 9 długich miesięcy... Zaczęło się już dwa dni po porodzie. Zauważyłam, że w jednym oczku zbiera się trochę więcej "śpiochów" niż w drugim, położna powiedziała mi, że pewnie Helenka ma zapchany kanalik i zaleciła przemywanie gazikiem jałowym nasączonym solą fizjologiczną zawsze w kierunku od zewnętrznego, do wewnętrznego kącika, jeden gazik na jedno oczko, czyli wszystko to co sama wiedziałam, że powinnam robić... Na pierwszym ważeniu i mierzeniu już w naszym ośrodku zdrowia, inna położna pokazała mi jak masować oczko, żeby pomóc temu kanalikowi się odetkać (nie będę opisywała tej metody, bo jak się później okazało nie była właściwa...). Po trzech miesiącach trafiliśmy do pediatry, która w końcu postanowiła przepisać antybiotyk, fakt, była poprawa, ale bardzo niewielka. W międzyczasie słyszeliśmy wciąż o przemywaniu oczka i masażu, że musimy być cierpliwi, bo jest szansa, że kanalik się udrożni wyłącznie dzięki temu, co robiliśmy do tej pory. Byliśmy też u pediatry, który zalecał przemywanie oka mlekiem z piersi, ale to wszystko nie dawało zauważalnej poprawy. Summa summarum trafiliśmy na wizytę do okulistki z Centrum Zdrowia Dziecka. Pojechaliśmy do niej z wynikiem wymazu z oka, który pobraliśmy na własną rękę. Tutaj dostaliśmy kolejny antybiotyk, ale dobrany do konkretnej bakterii jaka zadomowiła się w oczku naszej Córeczki. Po przeszło siedmiu miesiącach tułaczki po różnych lekarzach, w końcu ktoś nam pokazał jak prawidłowo należy masować kanalik i oczyszczać oczko! (Masaż kanalika polega na uciskaniu, jakby pompowaniu  opuszkiem palca, wewnętrznego kącika oka, mniej więcej w połowie odległości między kącikiem a nosem, natomiast przemywanie poprzez zapuszczenie sporej ilości soli fizjologicznej do oka i przetarcie go czystym gazikiem jałowym od zewnętrznego, ku wewnętrznemu kącikowi). Po tej wizycie mieliśmy do wyboru dwie opcje: dać antybiotyk, pomęczyć się jeszcze i mieć nadzieję, że do osiągnięcia pierwszego r.ż. sytuacja zostanie opanowana (u ok. 95% dzieci kanalik staje się do tego czasu drożny) albo zgłosić się do jednego ze szpitali i udrożnić kanalik chirurgicznie. Perspektywa trzymania dziecka nieruchomo podczas zabiegu (-dziecko zostaje ululane do zabiegu po ukończeniu 1. r ż., przed tym momentem, rodzic ma trzymać dziecko nieruchomo podczas zabiegu- a przynajmniej tak zrozumiałam słowa okulistki) jakoś nie bardzo mi się uśmiechała i miałam nadzieję, że skoro wiemy w końcu jak prawidłowo masować kanalik, to może szybko pokonamy kanalikowy problem.

Helenka przez prawie dwa tygodnie dostawała antybiotyk w kropelkach do oczu, faktycznie widać było poprawę i oczko już tak nie ropiało, ale kanalik mimo wszystko wciąż się zapychał. Wtedy moja Mama poleciła mi spróbować przemyć oczko naparem z Jasnoty białej. Przyznam, że do tamtej pory nigdy o takim ziółku nie słyszałam. Okazało się, że Jasnota jest bardzo podobna do pokrzywy z tym, że jej liście nie parzą i ponadto kwitnie na biało.

jasnota biała; źródło: pinterest.com

Jasnota nie jest zbyt popularną rośliną, a szkoda, bo ma multum fantastycznych właściwości, zwłaszcza jeżeli chodzi o różne kobiece przypadłości, wspomaga też trawienie, procesy krwiotwórcze, leczy przeziębienie i wiele innych. Nie będę tu nawet próbować wymieniać jej wszystkich pozytywów, te, które mnie przekonały, to jej zbawienny wpływ na różne śluzówki ludzkiego ciała. Co prawda nie znalazłam informacji o tym, żeby ktoś stosował ją do przemywania oczu, ale stwierdziłam, że skoro dla wrażliwej śluzówki kobiecy narządów jest pożyteczna, to nie powinna zaszkodzić i przy przemyciu oka. Zrobiliśmy napar i przemyliśmy Heli oczko tylko raz, poza tym masowaliśmy jak zwykle. Następnego dnia zbierało się znowu trochę więcej ropnej wydzieliny, a kolejnego nie było śladu ani po ropie, ani po zatkanym kanaliku! Przeszło jak ręką odjął! Nie bardzo wierzę w przypadki dlatego wydaje mi się, że w dużym stopniu Jasnota pomogła udrożnić ten kanalik, o ile nie załatwiła całej sprawy. 
Oczywiście, dla formalności, muszę przypomnieć, że nie jestem lekarzem ;) dlatego nikogo do niczego nie namawiam. U nas "kuracja" tym ziółkiem przyniosła efekty, ale różnie może być w innej sytuacji, dlatego w razie wątpliwości zawsze lepiej zapytać kogoś, kto przez lata zdobywał wiedzę w tej dziedzinie

Spotkaliście się u kogoś z niedrożny kanalikiem? A może znacie jakieś inne sposoby, które się sprawdziły przy takiej dolegliwości?

M.

czwartek, 7 maja 2015

Bourjois 123 Percect podkład i krem CC- moje porównanie

Korzystając z szalejących promocji w Rossmanie na kosmetyki do makijażu, postanowiłam kupić tylko dwie rzeczy: podkład i rozświetlacz (rozsądek na szczęście wziął górę, bo serce wyrywało się też do innych pierdółek ;). Tak moje ręce wpadł podkład, a właściwie krem CC, Bourjois z serii 123 Perfect. W mojej kosmetyczne od jakiejś poprzedniej promocji mieszka też brat tego kremu- podkład z tej samej serii. Spotkałam się z opiniami, że ten krem to pewnie rozrzedzony podkład i poza kryciem niczym się nie różni, ale to nie prawda. Dziś postaram się Wam pokazać jak bardzo te dwa produkty różnią się między sobą. Oba te produkty posiadam w najjaśniejszych wersjach kolorystycznych (podkład nr 51 Vanila clair i krem CC w odcieniu 31 Ivory).

po lewej podkład, a po prawej krem CC

Na pierwszy rzut oka widać, że różnią się nie tylko nazwą, ale i opakowaniem- podkład ma szklaną buteleczkę z pompką, a krem ukryty jest w tubce.

Teraz kilka słów i obietnic ze strony producenta:
  • Podkład 123 Perfect

    Innowacja: 3 korygujące pigmenty, zero niedoskonałości!
    Koryguje 100% niedoskonałości.


    Przetestowany i zaakceptowany przez 97% kobiet.*
    Bourjois użył swojej ekspertyzy kolorystycznej by stworzyć podkład „nowej generacji”, który ujednolica cerę do perfekcji aż do 16 godzin**
    Koryguje 100% niedoskonałości dzięki swojej unikalnej formule, która łączy 3 korygujące pigmenty by usunąć wszystkie niedoskonałości:
      ŻÓŁTE pigmenty by zwalczać sińce pod oczami tak by spojrzenie było wypoczęte
      FIOŁKOWE pigmenty by dodać cerze blasku
      ZIELONE pigmenty przeciw zaczerwienieniom dla perfekcyjnie jednolitej cery
    Jego delikatna tekstura łatwo wchłania się w skórę tworząc niewyczuwalne wykończeniu typu druga skóra.
    I jest dobra dla mojej skóry!
    - Nawilżanie 24 godziny**
    - Filtry SPF 10
    - Kwiaty bawełny o właściwościach nawilżających I przeciwdziałających świeceniu się skóry
    - Nie powoduje podrażnień, pozwala skórze oddychać
źródło:strona producenta

  • 123 Perfect CC Cream

    Działanie pielęgnacyjne kremu + ujednolicenie kolorytu skóry w jednym!


    Krem z nowej generacji podkładów! Łączy:
    KORYGOWANIE KOLORYTU CERY JAK PODKŁAD:
    Dzięki 3 kolorowym pigmentom eliminującym niedoskonałości cery:
    BRZOSKWINIOWE pigmenty > przeciw oznakom zmęczenie, ZIELONE pigmenty > przeciw zaczerwienieniom, BIAŁE pigmenty > przeciw przebarwieniom 
DZIAŁANIE PIELĘGNACYJNE KREMU:
Nawilżenie 24h
Filtr SPF 15 
Efekt: rozświetlona i ujednolicona cera.
Testowany dla Ciebie !*
91% kobiet potwierdza, że :
- Cera jest idealnie wygładzona i wyrównana
- Przebarwienia zostały zredukowane
- Cera jest nieskazitelna
źródło:  strona producenta

podkłady na ręce; weźcie pod uwagę, że skóra mojej twarzy jest zdecydowanie jaśniejsza niż ta na dłoni
Kolor i konsystencja. Plamki obu produktów na ręce tylko nieznacznie się od siebie różnią. Podkład jest minimalnie ciemniejszy i jakby bardziej beżowy. Konsystencja też nie jest jakaś drastycznie zróżnicowana, krem CC jest troszeczkę rzadszy i lżejszy. Oba produkty mają także ten sam charakterystyczny zapach, trochę kwiatowo-pudrowy, jednak nie utrzymuje się on na twarzy zbyt długo.

po delikatnym roztarciu
Na kolejnym zdjęciu widać, że podkład jest bardziej żółty w swoim odcieniu, ma też odrobinkę lepsze krycie.  Specjalnie nałożyłam większą ilość produktów, niż ustawa przewiduje, żeby lepiej było widać na zdjęciach jak oba burżujki się prezentują. Mam wrażenie, że jeszcze na tym etapie różnice nie są jakieś szalenie widoczne, ale przejdźmy do kolejnego zdjęcia

po 10 minutach kontaktu ze skórą i powietrzem
Widzicie tę pomarańczkę z lewej?! To jak bardzo ten podkład oksyduje to coś okropnego. Po nałożeniu przez chwilę jest w porządku, po czym ciemnieje i skóra zamiast być upiększona, zaczyna wyglądać na zmęczoną. Z kolei krem CC, co prawda też na mojej skórze minimalnie ciemnieje, ale jest to różnica prawie niezauważalna.

granica pomarańczki
Tutaj pomarańczowy odcień jaki nabrał ten podkład jest chyba jeszcze bardziej widoczny...

zdjęcie z fleszem

Wykończenie. Na tym zdjęciu z fleszem bardzo dobrze widać różnice w wykończeniu obu tych produktów. Podkład wysycha do matu, a krem sprawia, że skóra wygląda na zdrową i wypoczętą. Po przypudrowaniu podkładu twarz staje się niebotycznie matowa (osobiście nie lubię takiego efektu i aby się go pozbyć spryskiwałam twarz tonikiem), a przypudrowany krem nadal pozostawia takie lekko świetliste wykończenie skóry twarzy, które zdecydowanie bardziej naturalnie wygląda.

Krycie: oba produkty mają je przyzwoite, chociaż podkład w tym miejscu wygrywa, ale to jest w moim odczuciu jedyna z nielicznych jego przewag nad kremem CC.

 Trwałość. W przypadku podkładu jest ona zdecydowanie większa, nie sprawdzałam, czy podkład wytrzymałby 16h, bo ja bym w nim tyle nie wytrzymała, ale utrzymuje się spokojnie 5 może 6 godzin. Krem CC szybciej znika ze skóry, ale nie pozostawia placków tylko znika w taki niezauważalny, przyzwoity sposób.

Nawilżenie. Producent zapewnia, że oba produkty poprawiają nawilżenie skóry. Jeżeli o mnie chodzi, w przypadku podkładu jest wręcz odwrotnie! Nawet na mojej dłoni, na której go trochę potrzymałam przy okazji robienia zdjęć do tego porównania zauważyłam, że skóra po jego zmyciu jest przesuszona! Krem daje uczucie nawilżenia, ale w jego rzeczywiste właściwości nawilżające nie specjalnie wierzę i zawsze nakładam go dopiero na mój dzienny krem.

Na koniec jeszcze cena. Podkład w cenie regularnej kosztuje ok. 55zł, natomiast krem 45zł.

Moim faworytem jest CC Cream, zdecydowanie bije na głowę wszystkie podkłady jakie miałam do tej pory i jest niekwestionowanym zwycięzcą dzisiejszego starcia :)

UWAGA! Krem CC ma w swoim składzie filtr przenikający! Nie wskazany zwłaszcza dla kobiet w ciąży, lub tych, które o maleństwo się starają!

To chyba byłoby na tyle z mojego porównania tych upiększaczy. Jeżeli o czymś nie napisałam co Was ciekawi, śmiało pytajcie :) 

Próbowałyście któryś z nich? Jaki jest Wasz ulubieniec podkładowy?

Buziaki,
M.

piątek, 1 maja 2015

Katar u niemowlaka i małego dziecka- jak się z nim rozprawić?

Nie wiem, jak u Was, ale Maj powitał środkową Polskę raczej kiepską pogodą... Z resztą taka nijaka pogoda utrzymuje się u nas od kilku dni. Rano jest zimno, później niby trochę się ociepla, ale wiatr jest niezbyt przyjemny. Co za tym idzie, czasem trudno zdecydować w co ubrać nie tylko siebie, ale zwłaszcza naszego malucha, kiedy wybieramy się na spacer. Czasem wystarczy jeden błąd i następnego dnia, a najpóźniej po trzech, wykluwa nam się paskudny katar. O ile dorosły człowiek z katarem się umęczy, ale jakoś jest w stanie sobie poradzić, o tyle mały człowiek niestety sam tego świństwa nie ogarnie, więc jeżeli my tego odpowiednio nie zrobimy, to może rozwinąć się poważniejsza infekcja gardła, oskrzeli, czy uszu.

Mam to szczęście, że moje dziecko w swoim półtorarocznym życiu właściwie nie chorowało, za wyjątkiem zapchanego kanalika łzowego i trzech epizodów kataralnych nic się poważniejszego, dzięki Bogu, nie działo. Niemniej jednak te trzy batalie dużo mnie nauczyły i dziś postaram się w kilku zdaniach opisać naszą sprawdzoną metodę walki z katarowym ciemiężcą.

Już przy kompletowaniu wyprawki dla malucha, dobrze jest pomyśleć o jakimś odciągaczu kataru. My na początku kupiliśmy gruszkę do nosa, która okazała się kompletnym niewypałem. Co prawda radzi sobie z delikatnym, codziennym oczyszczaniem noska, ale z konkretniejszym katarem, w ogóle. Kolejnym narzędziem jakie wypróbowaliśmy był aspirator do nosa Frida. Tutaj oczyszczanie noska było zdecydowanie bardziej efektywne, aczkolwiek niezbyt efektowne ;) bo wydzielinę odciąga rodzic przez zasysanie swoimi ustami powietrza z noska dziecka. Bez obaw, nie ma szansy, żeby katar dostał się do buzi tego, kto go dziecku odciąga, ale wirusy już niestety tak i można taki zabieg przypłacić bólem gardła :/ a przynajmniej u nas tak było. Z obolałymi i zaczerwienionymi gardłami trafiliśmy, w końcu, na  najlepszy przyrząd do oczyszczania noska- Katarek. W swojej budowie przypomina trochę Fridę, ale zasadnicza różnica polega na tym, że podłącza się go do rury odkurzacza i to odkurzacz odciąga kataralną wydzielinę. Początkowo trochę mnie to przerażało, ale ten "zasys" powietrza nie jest tak straszny jak sobie wyobrażałam (wiem, bo sprawdziłam na sobie), ale jest zdecydowanie mocniejszy niż "zasys" jaki jest w stanie wygenerować ludzkie płuco ;) Dzięki temu oczyszczanie noska trwa zdecydowanie krócej i jesteśmy w stanie ten biedny nosek oczyścić dokładniej.

Mamy już odpowiedni sprzęt, teraz pora na równie ważną pomoc- nawilżanie. U noworodka, sprawdzić się może wpuszczanie do noska po kropelce maminego pokarmu, lub zwykłej soli fizjologicznej (najlepiej kupować małe pojemności np. po 5ml, bo taka sól po otwarciu nadaje się do użytku tylko przez dobę) kilka razy w ciągu dnia. U nas najlepiej sprawdza się hipertoniczny roztwór wody morskiej (na rynku są przynajmniej dwa rodzaje wody morskiej- izotoniczny i właśnie hipertoniczny, ten drugi jest moim zdaniem lepszy z tego względu, że lepiej rozrzedza katar). Poza tym dobrze jest nawilżać powietrze w domu (nie jestem zwolenniczką takich stacjonarnych nawilżaczy powietrza, bo bardzo łatwo mnożą się tam grzyby), najlepiej porozwieszać mokre pranie itp. Jeżeli macie w domu inhalator, to fantastyczne są też inhalacje z soli fizjologicznej- sprawdzałam na sobie i na Heli i mogę z czystym sercem polecić.

Kolejną ważną sprawą jest oklepywanie plecków naszego malucha. Układamy dziecko na kolanach, tak, żeby główka była nieco niżej niż tułów i oklepujemy plecki dłonią ułożoną na kształt łódeczki. Oklepujemy mniej więcej od połowy plecków (w żadnym wypadku nie po nerkach), ku górze tzn. w stronę główki. Dzięki takiemu zabiegowi łatwiej będzie nam ściągnąć ten katar, który mógł już zacząć spływać do gardła.

Oczywistym jest, że dziecku żadna z tych czynności nie będzie się podobać, dla mnie jako mamy, trudne jest robienie tego wszystkiego na siłę, kiedy moje dziecko płacze i nie chce, ale wiem też, że jeżeli tego nie zrobię, to może być jeszcze gorzej... Hela jest już na tyle duża, że zazwyczaj pozwala sobie psiukać do nosa, zdarza się, że sama przytrzyma Katarka (a może Katarek? Nie mam pojęcia, która forma jest poprawna...), kiedy oczyszczamy nim nosek, ale bywa i zupełnie na odwrót. Ważne jest, moim zdaniem, żeby być w tej walce, szybkim i stanowczym, a przy tym wszystkim spokojnym, bo maluszek nie jest w stanie zrozumieć, że coś jest dla jego dobra, ale widząc postawę rodzica, który jest opanowany i zdecydowany, łatwiej będzie mu się poddać tym wszystkim zabiegom. 

Tak więc polecam wszystkie te czynności, ale najlepiej w odpowiedniej kolejności:
  1. Nawilżamy nosek (zakrapiając/psiukając do niego solą fizjologiczną/roztworem wody morskiej)
  2. Oklepujemy plecki i wygłupiamy się z maluchem leżącym na brzuchu- śmiech też jest dobrym wspomagaczem w "poruszeniu" spływającej do gardła wydzieliny
  3. Odciągamy katar i po wszystkim dajemy jeszcze po kropelce soli (wszystko zależy od tego co mamy w ulotce roztworu hipertonicznego i jak często można go stosować, jeżeli 1-2 razy dziennie, to najlepiej użyć go przed oczyszczaniem, a po zakropić zwykłą sól fizjologiczną) żeby nawilżyć nosek obsuszony przez oczyszczanie
Dodatkowo, ważne jest żeby pamiętać o tym, żeby maluch dużo pił, można pomyśleć też o wspomagaczach takich jak: witamina C, maść majerankowa, czy olejek miętowy, ale jeżeli chodzi o specyfiki, to najlepiej skonsultować je z lekarzem, którym ja, jak już kiedyś wspomniałam, niestety nie jestem ;)

Mam nadzieję, że ten post się nikomu nie przyda, bo nie życzę nikomu kataru!
Ale gdyby niestety się napatoczył...

Jakby nie było, udanej majówki :*
M.

źródło: pinterest.com

Etykiety

mama pielęgnacja recenzje Macierzyństwo dziecko ciąża kobieta kosmetyki tata zdrowie inspiracje recenzja DIY rozwój styl życia czas dla siebie karmienie piersią życie domowe spa maseczka porady połóg rozwój osobisty wychowanie wyprawka biały jeleń evree garnier himalaya herbals jak dbać o siebie krem do rąk krem nawilżający kultura osobista lakier lovely make up makijaż masło do ciała maybelline motywacja opieka nad noworodkiem pielęgnacja dziecka poród porównanie powołanie pozytywne myślenie produktywność projekt denko przeziębienie rodzina szczęście szkoła rodzenia wdzięczność ziaja 123 perfect aa alantan dermoline alles mama anew avon bell biustonosze do karmienia borelioza bourjois cera mieszana cera wrażliwa cukinia czystek detoks drewniane klocki eos essence frida golden rose handmade hipp huśtawka imbir indyk inglot isana jak być szczęśliwym jak dbać o siebie w ciąży jak zrobić karuzelę jasnota biała joanna joanna reflex blond johnson's baby kallos karuzela dla dziecka karuzela nad łóżeczko katar katarek kobo korektor krem bb krem cc krem do twarzy książeczki lady speed stick lumpeks lupoline magic rose medycyna alternatywna medycyna naturalna metoda Karp'a mitex miłość nailart niedrożny kanalik łzowy nivea noworodek nowy rok nudności oczyszczanie okładka olej z nasion malin opaska diy opaska do włosów organic shop pachnąca wanna paznokcie peeling pharmaceris piaskowy lakier pierwszy trymestr podkład pomysły poranne mdłości postanowienia prezent DIY prezent dla dziecka prezenty przepis pudelek puzzle randka małżeńska ricotta roczek role rodziców rozjaśniacz rozjaśnianie włosów rozstępy roztwór hipertoniczny wody morskiej rozświetlacz rękodzieło second hand sephora snow dust sposób na więcej energii sylveco szmateks sól fizjologiczna the body shop tipi diy tonik torba do porodu urodziny wibo wkładki laktacyjne wkłądki laktacyjne węgiel yves rocher zadbaj o siebie zakupy zapchany kanalik łzowy zeszyt zioła ziołolecznictwo śnieżny pył żelatyna