Dzisiaj parę słów o cerze z problemami innymi niż trądzik, ale myślę, że dość powszechnymi... czyli o mojej :)
Tytułem wstępu: jako trzynastolatka należałam do wąskiego grona szczęśliwców, których skóra nie była ani tłusta, ani zbyt sucha, po prostu w żadnym kierunku "zbyt". Myślę, że wystarczyłby mi zwykły krem nawilżający, żeby taki stan rzeczy przetrwał do dziś i to, co dzieje się teraz to wyłącznie skutek mojej głupoty (i modnych reklam Garniera - seria z kwasem salicylowym ;)). Naczytałam się, że nastolatki często mają problemy z cerą, że trzeba przeciwdziałać. Postanowiłam więc zadziałać prewencyjnie i przywaliłam z grubej rury.
Codziennie rano w ruch szedł krem Siarkowa Moc - myślę, że u niektórych może zdziałać cuda, ale na pewno nie u mnie. Wieczorem codziennie (nie, nie przesadzam) był grany peeling - żaden tam delikatny, jak się oczyszczać, to najlepiej porządnie. Oczywiście, skóra po niedługim czasie zaczęła wariować i się świecić; ja nie robiłam nic, żeby ją nawilżyć, więc robiła to sama. Im bardziej się świeciła, tym zawzięciej ją ścierałam, i tak w kółko. Na to wszystko nakładałam hojnie puder matujący do cery tłustej. A, i pamiętałam o ściągających maseczkach dwa razy w tygodniu. Zmądrzałam po pewnym czasie, niestety, trochę za późno.
Bo doprowadziłam się do stanu, który trudno mi nawet określić. Moja cera od kilku lat jest jednocześnie sucha (czasem skóra przypomina skorupę, łuszczącą się i tak napiętą, że nie mogę się uśmiechnąć - nieraz walczę z tym kilka tygodni), tłusta (bo dalej się samonawilża) i wrażliwa, bo w odpowiedzi na wiele niewinnych, "nawilżających" kremów staje się czerwona i zaogniona, a o peelingach mogę zapomnieć, nawet te dedykowane dla delikatnej skóry wywołują podrażnienia, które długo nie znikają. Większość drogeryjnych kremów "regenerujących" czy "nawilżających" - albo podrażnia, albo po prostu nic z moją suchą skórą nie robi. Zafundowałam sobie taki cyrk na kółkach, że nie wiem nawet, w jakim kierunku pójść z pielęgnacją.
Ale od czego ma się siostrę? :)
Któregoś razu Majka wypatrzyła mi krem, jak stwierdziła, o dobrym składzie. Ja spojrzałam na cenę - 11 zł, na objętość - 100 ml (!) i pomyślałam - czemu nie? Najwyżej będzie kolejnym kremem do twarzy, ale do rąk.
Przed Państwem mój wybawiciel:
Biały Jeleń, Hipoalergiczny krem do twarzy, który w ciągu dwóch miesięcy zdziałał więcej, niż milion pięćset specyfików testowanych przez kilka lat. Nakładany hojną warstwą na noc i czasami cienką na dzień sprawił, że moja skóra... nie jest normalna, ale w kierunku normalnej zmierza. Żadnej czerwonej, spierzchniętej skóry, żadnego pieczenia i szorstkości - twarz staje się gładka, koloryt wyrównany. Lubię sposób, w jaki wieczorami dosłownie znika z twarzy, tak szybko się wchłania. I czuje się, że to nawilżenie jest głębokie - mogę spokojnie wyjść w wietrzny dzień, bez obawy że twarz zaraz mi wyschnie i odpadnie ;).
I trochę obietnic producenta - wstawiam z czystym sumieniem, bo jak dotąd wszystkie się spełniły. Jeżeli chodzi o skład, nie jestem specjalistką, ale olej ze słodkich migdałów, który sprawdzał się u mnie stosowany solo, zdaje egzamin również w składzie kremu - zwłaszcza, że zajmuje drugie miejsce. Biały Jeleń świetnie łagodzi i, co ważne - nie zapycha.W składzie nie ma parafiny, na którą moja twarz czasami reaguje katastrofalnie. Co do innych newralgicznych składników: Nie zawiera alergenów, parabenów, silikonów, barwników.
Jak dla mnie - krem idealny. Przyjazny skład, rozsądna cena, duże opakowanie, które wystarczy na wieczność, Suche skórki/ podrażnienia/ odwodniona skóra? Rozwiąże wszystkie problemy w ciągu kilku dni. Żałuję, że nie trafiłam na niego kilka lat temu. I Majce należą się podziękowania za pokazanie mi go :)
Na koniec trochę prywaty - czy to wygląda OK? Uwielbiam malować paznokcie, ale nigdy tego nie upubliczniałam. Z tym wzorkiem czuję się jakoś niepewnie (zaciskam dłonie w pięści, kiedy ktoś się przygląda w autobusie). Dlatego bardzo proszę o opinie :)
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Wasze komentarze :)