wtorek, 7 kwietnia 2015

Ratunek dla problemowej skóry

Dzisiaj parę słów o cerze z problemami innymi niż trądzik, ale myślę, że dość powszechnymi... czyli o mojej :)

Tytułem wstępu: jako trzynastolatka należałam do wąskiego grona szczęśliwców, których skóra nie była ani tłusta, ani zbyt sucha, po prostu w żadnym kierunku "zbyt". Myślę, że wystarczyłby mi zwykły krem nawilżający, żeby taki stan rzeczy przetrwał do dziś i to, co dzieje się teraz to wyłącznie skutek mojej głupoty (i modnych reklam Garniera - seria z kwasem salicylowym ;)). Naczytałam się, że nastolatki często mają problemy z cerą, że trzeba przeciwdziałać. Postanowiłam więc zadziałać prewencyjnie i przywaliłam z grubej rury.
Codziennie rano w ruch szedł krem Siarkowa Moc  - myślę, że u niektórych może zdziałać cuda, ale na pewno nie u mnie. Wieczorem codziennie (nie, nie przesadzam) był grany peeling - żaden tam delikatny, jak się oczyszczać, to najlepiej porządnie. Oczywiście, skóra po niedługim czasie zaczęła wariować i się świecić; ja nie robiłam nic, żeby ją nawilżyć, więc robiła to sama. Im bardziej się świeciła, tym zawzięciej ją ścierałam, i tak w kółko. Na to wszystko nakładałam hojnie puder matujący do cery tłustej. A, i pamiętałam o ściągających maseczkach dwa razy w tygodniu.  Zmądrzałam po pewnym czasie, niestety, trochę za późno.

Bo doprowadziłam się do stanu, który trudno mi nawet określić. Moja cera od kilku lat jest jednocześnie sucha (czasem skóra przypomina skorupę, łuszczącą się i tak napiętą, że nie mogę się uśmiechnąć - nieraz walczę z tym kilka tygodni), tłusta (bo dalej się samonawilża) i wrażliwa, bo w odpowiedzi na wiele niewinnych, "nawilżających" kremów staje się czerwona i zaogniona, a o peelingach mogę zapomnieć, nawet te dedykowane dla delikatnej skóry wywołują podrażnienia, które długo nie znikają. Większość drogeryjnych kremów "regenerujących" czy "nawilżających" - albo podrażnia, albo po prostu nic z moją suchą skórą nie robi. Zafundowałam sobie taki cyrk na kółkach, że nie wiem nawet, w jakim kierunku pójść z pielęgnacją. 

Ale od czego ma się siostrę? :)
Któregoś razu Majka wypatrzyła mi krem, jak stwierdziła, o dobrym składzie. Ja spojrzałam na cenę - 11 zł, na objętość - 100 ml (!) i pomyślałam - czemu nie? Najwyżej będzie kolejnym kremem do twarzy, ale do rąk.

Przed Państwem mój wybawiciel:



Biały Jeleń, Hipoalergiczny krem do twarzy, który w ciągu dwóch miesięcy zdziałał więcej, niż milion pięćset specyfików testowanych przez kilka lat. Nakładany hojną warstwą na noc i czasami cienką na dzień sprawił, że moja skóra... nie jest normalna, ale w kierunku normalnej zmierza. Żadnej czerwonej, spierzchniętej skóry, żadnego pieczenia i szorstkości - twarz staje się gładka, koloryt wyrównany. Lubię sposób, w jaki wieczorami dosłownie znika z twarzy, tak szybko się wchłania. I czuje się, że to nawilżenie jest głębokie - mogę spokojnie wyjść w wietrzny dzień, bez obawy że twarz zaraz mi wyschnie i odpadnie ;).


I trochę obietnic producenta - wstawiam z czystym sumieniem, bo jak dotąd wszystkie się spełniły. Jeżeli chodzi o skład, nie jestem specjalistką, ale olej ze słodkich migdałów, który sprawdzał się u mnie stosowany solo, zdaje egzamin również w składzie kremu - zwłaszcza, że zajmuje drugie miejsce. Biały Jeleń świetnie łagodzi i, co ważne - nie zapycha.W składzie nie ma parafiny, na którą moja twarz czasami reaguje katastrofalnie. Co do innych newralgicznych składników: Nie zawiera alergenów, parabenów, silikonów, barwników. 

Jak dla mnie - krem idealny. Przyjazny skład, rozsądna cena, duże opakowanie, które wystarczy na wieczność, Suche skórki/ podrażnienia/ odwodniona skóra? Rozwiąże wszystkie problemy w ciągu kilku dni. Żałuję, że nie trafiłam na niego kilka lat temu. I Majce należą się podziękowania za pokazanie mi go :)


Na koniec trochę prywaty - czy to wygląda OK? Uwielbiam malować paznokcie, ale nigdy tego nie upubliczniałam. Z tym wzorkiem czuję się jakoś niepewnie (zaciskam dłonie w pięści, kiedy ktoś się przygląda w autobusie). Dlatego bardzo proszę o opinie :)


J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za Wasze komentarze :)

Etykiety

mama pielęgnacja recenzje Macierzyństwo dziecko ciąża kobieta kosmetyki tata zdrowie inspiracje recenzja DIY rozwój styl życia czas dla siebie karmienie piersią życie domowe spa maseczka porady połóg rozwój osobisty wychowanie wyprawka biały jeleń evree garnier himalaya herbals jak dbać o siebie krem do rąk krem nawilżający kultura osobista lakier lovely make up makijaż masło do ciała maybelline motywacja opieka nad noworodkiem pielęgnacja dziecka poród porównanie powołanie pozytywne myślenie produktywność projekt denko przeziębienie rodzina szczęście szkoła rodzenia wdzięczność ziaja 123 perfect aa alantan dermoline alles mama anew avon bell biustonosze do karmienia borelioza bourjois cera mieszana cera wrażliwa cukinia czystek detoks drewniane klocki eos essence frida golden rose handmade hipp huśtawka imbir indyk inglot isana jak być szczęśliwym jak dbać o siebie w ciąży jak zrobić karuzelę jasnota biała joanna joanna reflex blond johnson's baby kallos karuzela dla dziecka karuzela nad łóżeczko katar katarek kobo korektor krem bb krem cc krem do twarzy książeczki lady speed stick lumpeks lupoline magic rose medycyna alternatywna medycyna naturalna metoda Karp'a mitex miłość nailart niedrożny kanalik łzowy nivea noworodek nowy rok nudności oczyszczanie okładka olej z nasion malin opaska diy opaska do włosów organic shop pachnąca wanna paznokcie peeling pharmaceris piaskowy lakier pierwszy trymestr podkład pomysły poranne mdłości postanowienia prezent DIY prezent dla dziecka prezenty przepis pudelek puzzle randka małżeńska ricotta roczek role rodziców rozjaśniacz rozjaśnianie włosów rozstępy roztwór hipertoniczny wody morskiej rozświetlacz rękodzieło second hand sephora snow dust sposób na więcej energii sylveco szmateks sól fizjologiczna the body shop tipi diy tonik torba do porodu urodziny wibo wkładki laktacyjne wkłądki laktacyjne węgiel yves rocher zadbaj o siebie zakupy zapchany kanalik łzowy zeszyt zioła ziołolecznictwo śnieżny pył żelatyna