sobota, 25 lipca 2015

2+2

W poprzednim poście napomknęłam o tym, że nie mogę od jakiegoś czasu znieść zapachu żelu do mycia mojej Pierworodnej. Ot taka zwykła, być może nie wzbudzająca podejrzeń informacja ;) Otóż nic bardziej mylnego! Dość już zwlekania, pora się pochwalić! Po raz drugi zostaniemy rodzicami, a Helenka straszą siostrą :)

źródło: pinterest.com


Jesteśmy teraz w połowie 11. tygodnia i nasza Fasolka może mieć ok 5 cm., więc to już kawał Człowieka! Prawie wszystko ma wykształcone. Teraz robi masę, a narządy się udoskonalają. Od przeszło dwóch tygodni wiemy, że oczekujemy tylko jednego Malucha, wcześniej były podejrzenia, że może ich tam być dwoje (to by dopiero było szaleństwo;). Oboje z Mężem jesteśmy bardzo szczęśliwi, a ja będę jeszcze bardziej, jak minie pierwszy trymestr i miną mi nudności... ;) Na szczęście dopadają mnie dopiero pod wieczór, kiedy nie jesteśmy już same w domu i mogę bezkarnie sobie poleżeć.

Nudności plus notoryczne poczucie niewyspania trochę mnie tłumaczy dlaczego tak mało tu jestem. Czuję się właściwie tak, jak w poprzedniej ciąży, z tym, że nie mam tyle czasu na roztkliwianie się nad sobą ;) czyli nie jest źle. Mam to szczęście, że ciążę znoszę całkiem nieźle, bo nudności, senność i stadek sił nie jest dla mnie niczym tragicznym.

Powoli przymierzam się do odstawienia Heli od piersi i eksmitowania jej z naszego łóżka (-tak, wciąż ją karmię, tak wciąż śpi z nami), ale nie spinam się jakoś szalenie.
Mamy, które mają już to za sobą- macie jakieś rady?

Dobrego weekendu!
M.


środa, 8 lipca 2015

Denko, podejście 2.

Słowo daję, robienie "Projektu denko" zobowiązuje! ;) Chociaż w moim wypadku bardziej pasowałoby określenie Projekt DNO, bo uzbierałam taką ilość "śmieci", że denko wydaje się być zbyt subtelnym określeniem mojej gromady. Sami spójrzcie:


Mąż się ucieszy, że w końcu się tego wszystkiego pozbędziemy ;)


Od dłuższego czasu, baardzo rzadko dodaję jakiegoś posta. Wszystko dlatego, że jedynym momentem kiedy jestem w stanie coś napisać jest drzemka Helenki, podczas której, zazwyczaj, i ja zasypiam... Noce mamy kiepskie i na porządku dziennym, a właściwie nocnym są 4 pobudki :] Więc czuję się usprawiedliwiona, że przysypiam w ciągu dnia.

Teraz do rzeczy. Proszę przygotować kanapki i herbatę, bo szykuje się post tasiemcowy ;)
Zacznijmy od głowy, a konkretnie od pielęgnacji włosów.


Z dużym prawdopodobieństwem mogłoby się okazać, że na to nie wszystkie szampony jakie zużyłam. W naszej łazience zawsze mamy 2-3 różne szampony żeby móc użyć takiego, jaki w danym momencie jest skórze głowy i włosom potrzebny. Jak widać Head&Shoulder's jest częstym gościem na półce pod prysznicem. Zużyte wersje, w moim odczuciu, nie różnią się niczym poza zapachem. Z tej trójki (Ocean energy, Menthol i Apple fresh) faworytem jest zdecydowanie jabłkowy. Szampon Head&Shoulder's nie jest może najfantastyczniejszym szamponem na świecie, ale ratuje moją głowę, kiedy pojawi się na niej łupież, po niefortunnym użyciu jakiejś zachwalanej nowości...

Tak było z koszmarkiem Neutral w wersji przeciwłupieżowej. Szampon przeznaczony jest dla alergików, bo nie ma parabenów, barwników i zapachu. Dla mnie śmierdział mocno chlorowaną, basenową wodą i na dodatek tak niemiłosiernie podrażnił mi skórę głowy, że męką było zużycie go do końca... Narobił mi takiego łupieżu, jakiego chyba w życiu nie miałam! Na dodatek włosy po nim sprawiały wrażenie matowych, niedomytych, po prostu brzydkich. Nie mam pojęcia skąd się wziął swego czasu taki szał na kosmetyki tej marki, ja po przygodzie z tym paskudztwem nie mam ochoty nic więcej z ich asortymentu wypróbować.

Szampon z Apteczki Babuni, Wzmacniający, to typowy mocno oczyszczający szampon, po którym włosy niemal skrzypią. W jego właściwości wzmacniające nie wierzę, ale robi, co powinien, tak jak należy, bardzo przyjemnie, ziołowo pachnie i wśród szamponów, do dogłębnego mycia włosów, jest moim ulubieńcem.

Kolejnym przyzwoitym oczyszczaczem, jest Joanna Naturia z pokrzywą i zieloną herbatą. Mój kolejny ulubieniec. Dobrze doczyszcza (SLS na drugim miejscu w składzie), przyjemnie pachnie, ale czasem zdarza mu się podrażniać, więc zdecydowanie nie do codziennego użytku.

Na koniec szampon helusiowy, Nivea Baby, Delikatny szampon nadający połysk. Piszę o nim, bo też czasem zdarzało mi się go użyć. O ile na jej włosach sprawdzał się całkiem nieźle, to na moich bardzo słabo. Szampon ma wyciąg z kwiatów lipy, dzięki któremu włosy mają być lśniące i miękkie, ale wygląda na to, że moje włosy po prostu za lipą nie przepadają (sprawdziłam to robiąc płukankę z kwiatów lipy). Myślę, że może się sprawdzić raczej dla włosów cienkich. Pachnie typowo jak kosmetyk Nivei.

Po umyciu, czas na odżywkę. jakoś niewiele ich się zebrało i coś czuję, że jakieś opakowanie trafiło jednak w międzyczasie do kosza.


Jako pierwszą przedstawię odżywkę Isana Professional, Oil Care, Effektiv-Kur z olejkiem arganowym. Można używać ją na kilka sposobów: jako maskę, odżywkę do spłukiwania, ale także bez spłukiwania. Ja zazwyczaj stosowałam ją jako odżywkę d/s. Przyjemnie pachnie, ładnie włosy wygładza i jak wykończę którąś z posiadanych, to pewnie do niej wrócę.

Garnier, Ultra Doux z olejkiem arganowym i kameliowym, to taki produkt, który ani mnie nie powalił na kolana, ani mnie od niego nie odrzuciło. Zwyklak jakich wiele, nie ma w sobie tego czegoś, co skłoniłoby mnie, żeby kupić ponownie. Przyzwoita odżywka. Tyle.

Odżywka Kallos, GoGo z moimi włosami nie robi nic! Mało tego, włosy wyglądały po niej na matowe. Z tej serii mam chęć na maskę, bo z tego co widzę ma dużo lepsze opinie na wizażu niż ta odżywka, do której na pewno nie wrócę.

 Odżywka siedzi na głowie, myjemy się dalej.





Coś mi strzeliło do głowy, żeby wykorzystać to, że przecież mam wannę, więc mogę sobie urządzać relaksujące kąpiele. Prawdę mówiąc długie kąpiele mnie nudzą i tak Luksja, Caramel Waffle, stała się w pewnym momencie żelem pod prysznic zamiast płynem do kąpieli ;) Zapach ma obłędny! Ale skórę wysusza bardzo mocno. Zużyłam ją też jako mydło w płynie w łazience. Myślę, że już się nie spotkamy.

Kolejny płyn do relaksujących kąpieli o Avon, Violet. Zapach fiołków jest jednym z moich ulubionych. Ten płyn, tak jak poprzedni, stał się moim żelem pod prysznic i mydłem do rąk (inaczej pewnie stałby w łazience do dziś), a to jak ekstremalnie wysuszył mi skórę przechodzi ludzkie pojęcie! Dłonie miałam tak suche, że aż spękane! Myślałam sobie, że to przez spacery na mrozie (używałam go zimą), ale kiedy tylko zmieniłam mydło do rąk, skóra rąk wróciła do normy. Żegnam ozięble!

Johnson's Baby, kojący żel do mycia ciała na dobranoc urzekł mnie zapachem. Szalenie często podkradałam go Córci. Cudny! Nie mam jednak bladego pojęcia jak mogłam nie spojrzeć na jego skład, który nie jest już taki cudny (parabeny i phenoxyethanol).  Chyba nic więcej pisać nie muszę.

Teraz czas na perełkę w tej kąpielowej kategorii: Le Petit Marseillais, Mleczko bawełniane i mak. Do żeli tej marki wracam bardzo chętnie, mają piękne zapachy i świetnie się ich używa. Trzeba tylko zwracać uwagę na skład, bo w zależności od zapachu mogą się mocno różnić. Niektóre z nich mają SLS w składzie, inne łagodniejsze detergenty, tak jest w przypadku tego makowego żelu. W ogóle nie wysusza skóry! Muszę do niego wrócić!

Na zdjęciu zaplątał się też produkt do mycia twarzy. Alterra, Emulsja oczyszczająca z granatem, bardzo delikatna, przyjemnie pachnąca, idealna do porannego oczyszczania skóry twarzy (z domyciem makijażu raczej sobie nie poradzi). Nie mam jej nic do zarzucenia i pewnie kiedyś do niej wrócę.

Czas na pielęgnację twarzy.


Alantan dermoline, lekki krem, mój absolutny ulubieniec (z resztą widać zużyte dwa opakowania), pisałam o nim już nie raz, np. tutaj i wracam do niego jak tylko się skończy.

Ziaja, Tonik liście zielonej oliwki, z witaminą C, kolejny kosmetyk, do którego mam chęć wrócić. Przyjemnie tonizował skórę, bardzo ładnie, świeżo pachnie i używanie go sprawiało mi przyjemność. Poza tym miałam poczucie, że dodatkowo nawilżam swoją skórę.

Ziaja, Pasta do oczyszczania, Liście manuka- dość mocny, ale nie wyróżniający się niczym szczególnym peeling do twarzy. Forma pasty mi odpowiadała, aczkolwiek nie szaleję na jego punkcie.


Garnier. Płyn micelarny, 3w1, to kolejne zużyte opakowanie tego produktu i przez długi czas był moim ulubieńcem, bo bardzo dobrze zmywał makijaż, ale pod koniec tego opakowania chyba zrobił mi kuku. Wydaje mi się, że przesuszył mi skórę pod oczami, do tego stopnia, że pod jednym okiem skóra w zmarszczce mi pękała... Od kiedy zmieniłam płyn na inny, ta sytuacja się nie powtórzyła, więc chyba to, niestety, właśnie Garnier był winowajcą :/

Pharmaceris, Emolientowy krem odżywczy na noc, męczyłam go baaardzo długo i jedyne co mi w nim odpowiadało to grejpfrutowy zapach. Oczywiście twarz była natłuszczona, ale nie zauważyłam odżywiających właściwości tego kremu. Pod koniec, żeby szybciej go zużyć, stosowałam go na stopy i tu sprawdzał się całkiem nieźle, ale przecież nie takie jest jego zastosowanie, z resztą szkoda by mi było prawie 40 zł na krem do stóp. Nie sądzę żebyś nasze drogi się jeszcze kiedyś skrzyżowały.

O tych "papierkach" z Ziaji, nie będę się jakoś rozpisywać. Peeling peelingował i przyjemnie pachniał, Maseczka z kwasem hialuronowym faktycznie delikatnie nawilżała skórę, natomiast ta z cynkiem mocno moją buzię podrażniła. Tyle w temacie.



Tutaj znowu Ziaja, tym razem Med, Esencja rewitalizująca, Skoncentrowane działanie na dzień i na noc. Krem, który nie zapychał mojej skóry, przyjaźnie nawilżał, ponadto miał delikatne drobinki, które niby skórę rozświetlają, ale tak na prawdę były praktycznie niewidoczne. Nie wiem, czy do niego wrócę.


Avon, Anew, Reversalist, Complete reneval, Night. Prawdę mówiąc pamiętam tylko jego zapach ;) jakiegoś działania wow, nie zauważyłam.

Pora na trzech przedstawicieli z rodziny antyperspirantów:






Lady Speed Stick, Orchard blossom, to był długi czas mój ulubieniec, ale zauważyłam, że moja skóra się do niego przyzwyczaiła i przestał działać jak należy. Plus za zapach, za to, że nie musiałam czekać aż wyschnie. Minus za bielenie ubrań (na szczęście dość dobrze się spierał). Jest dość duże prawdopodobieństwo, że do niego jeszcze wrócę.

AA Deo, Energy, Anti-perspirant, bez paskudztw typu alkohol, parabeny i aluminium. Całkiem przyzwoity, aczkolwiek, nie wiem, czy sprawdziłby się latem. Stosowany zimą był jak najbardziej ok. Jedyny jego minus, to to, że dość długo musiałam czekać aż wyschnie.

Garnier, Mineral, InvisiClear, tutaj niby ok, ale nie jestem jego specjalną fanką, bo powodował pieczenie, zwłaszcza po goleniu, czego nie robił żaden poprzedni. To go raczej przekreśla i nie spotkamy się już więcej.

Pierwszy raz u mnie w denku, wykończony podkład:




Maybelline, Affinitone, mój był w odcieniu 03 Light sand beige, którego nazwa mogłaby sugerować, że nadaje się dla skór bardziej żółtawych, rozczarował mnie bardzo mocno. Ilość grudek z różowo-perłową micą jaka się z niego wydobywała, totalnie go dyskwalifikuje. Podkład był bardzo lejący, łatwo można było stopniować nim krycie, ale niestety podkreślał suche skórki. Póki co znalazłam chyba mój ideał, więc do tego na pewno nie wrócę, no chyba, że będzie jedynym podkładem na rynku ;)

Na koniec jeszcze dwa żele do mycia dla dzieci:




O żelu Johnson's Baby pisałam parę akapitów wcześniej, a obok jego dużo lepszy następca, Hipp, Żel do mycia ciała i włosów. Hipp ma fantastyczny i bezpieczny dla maluchów skład i żeby nie jego zapach, który zaczął mnie ostatnio trochę drażnić, pewnie kolejne opakowanie byłoby już w łazience (obiektywnie rzecz biorąc jest to ładny zapach, charakterystyczny dla produktów Hipp'a). Do mycia ciałka sprawdzał się bardzo dobrze, ale do całkiem już długich włosów Heli, a tym bardziej moich, niekoniecznie. Ja czasem myłam nim twarz i też sprawdzał się bardzo dobrze :) Cud, mód i orzeszki! Na dodatek opakowanie z pompką jest strzałem w dziesiątkę! Jak zapach przestanie mi przeszkadzać, to do niego wrócimy.


Uff. Dobrnęłam do końca. Gratuluję tym, którzy doczytali do końca!
Następnym razem chyba przewidzę jakieś nagrody za wytrwałość ;)
Znacie te produkty, a może polecacie jakieś inne?

Dobrego dnia!
M.


Etykiety

mama pielęgnacja recenzje Macierzyństwo dziecko ciąża kobieta kosmetyki tata zdrowie inspiracje recenzja DIY rozwój styl życia czas dla siebie karmienie piersią życie domowe spa maseczka porady połóg rozwój osobisty wychowanie wyprawka biały jeleń evree garnier himalaya herbals jak dbać o siebie krem do rąk krem nawilżający kultura osobista lakier lovely make up makijaż masło do ciała maybelline motywacja opieka nad noworodkiem pielęgnacja dziecka poród porównanie powołanie pozytywne myślenie produktywność projekt denko przeziębienie rodzina szczęście szkoła rodzenia wdzięczność ziaja 123 perfect aa alantan dermoline alles mama anew avon bell biustonosze do karmienia borelioza bourjois cera mieszana cera wrażliwa cukinia czystek detoks drewniane klocki eos essence frida golden rose handmade hipp huśtawka imbir indyk inglot isana jak być szczęśliwym jak dbać o siebie w ciąży jak zrobić karuzelę jasnota biała joanna joanna reflex blond johnson's baby kallos karuzela dla dziecka karuzela nad łóżeczko katar katarek kobo korektor krem bb krem cc krem do twarzy książeczki lady speed stick lumpeks lupoline magic rose medycyna alternatywna medycyna naturalna metoda Karp'a mitex miłość nailart niedrożny kanalik łzowy nivea noworodek nowy rok nudności oczyszczanie okładka olej z nasion malin opaska diy opaska do włosów organic shop pachnąca wanna paznokcie peeling pharmaceris piaskowy lakier pierwszy trymestr podkład pomysły poranne mdłości postanowienia prezent DIY prezent dla dziecka prezenty przepis pudelek puzzle randka małżeńska ricotta roczek role rodziców rozjaśniacz rozjaśnianie włosów rozstępy roztwór hipertoniczny wody morskiej rozświetlacz rękodzieło second hand sephora snow dust sposób na więcej energii sylveco szmateks sól fizjologiczna the body shop tipi diy tonik torba do porodu urodziny wibo wkładki laktacyjne wkłądki laktacyjne węgiel yves rocher zadbaj o siebie zakupy zapchany kanalik łzowy zeszyt zioła ziołolecznictwo śnieżny pył żelatyna