Witam w pięknym 2016 roku :) pogoda, mimo mrozu, jest wspaniała. Jestem wrażliwa na słońce lub jego brak, więc mam nadzieję, że cały rok będzie właśnie taki.
Pomyślałam, że w 2015 udało mi się trafić na kilka fajnych, skutecznych kosmetyków, które zasługują, żeby powiedzieć o nich parę słów. Po zebraniu wszystkich okazało się, że tych ulubieńców zebrało się więcej, niż "kilka". A zatem, przechodzę od razu do rzeczy.
KOSMETYKI
CIAŁO
Tu zasadniczo przetestowałam wiele opcji, ale tylko do kilku mam ochotę wracać z przyjemnością.
1. The Body Shop, EARLY-HARVEST RASPBERRY BODY BUTTER, przeznaczone do skóry suchej
2. The Body Shop, GLAZED APLLE BODY BUTTER, do wszystkich rodzajów skóry (z tego co się orientuję, jest to edycja limitowana).
Masła różni konsystencja - GLAZED APPLE to gęsty treściwy krem, a RASPBERRY jest jak masło, przez co jest odrobinę mniej wydajny. Co mnie zachwyciło, to ich fantastyczne zapachy - łudząco przypominają zapachy owoców, przez co mam ochotę je zjeść. Są intensywne, ale bardzo wyważone. Działanie, zwłaszcza zimą, dla mnie na piątkę z plusem. Wśród składników, na wysokich pozycjach możemy znaleźć masło shea, masło kakaowe, olej z nasion sezamu, olej z nasion soi - naprawdę bogate, treściwe składy. Masła świetnie sprawdzają się jako kremy do rąk (zwłaszcza dla ochrony przed mrozem - nigdy zimą nie miałam tak gładkich rąk), do zabezpieczania końcówek włosów, jako naprawdę bogaty, odżywczy krem pod oczy i oczywiście zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem - do całego ciała. Ze względu na bogaty skład nie odważyłabym się tylko użyć ich do całej twarzy. Ogólnie - używanie to czysta przyjemność. Efekty - jeszcze większa przyjemność.
3. Himalaya Herbals, Nourishing Skin Cream
Ten krem podpięłabym pod kategorię twarz/ciało, ponieważ często nakładam go jako grubą maskę na twarz, i tak kładę się spać. Nigdy mnie nie zapchał. Produkty Himalaya mają niskie ceny i, co jest ogronym plusem, są tworzone z naturalnych składników.
Krem po nałożeniu powoduje lekkie szczypanie skóry, przez co na początku obawiałam się podrażnień - ale później... może nie tyle "wchłania się", co skóra po prostu go spija. Nie natłuszcza, za to naprawdę intensywnie nawilża. Jest na tyle lekki, że można stosować go nawet pod podkład na dzień. Fajnie chroni przed wiatrem i łagodzi podrażnienia (a moją skórę podrażnia niemal wszystko!). W składzie znany z właściwości nawilżających aloes, antybakteryjny sandalin (który zgodnie z wierzeniami Indian pomaga leczyć skaleczenia i siniaki :)), i wąkrota, używana od starożytności w leczeniu trądu, tocznia, żylaków, egzemy, łuszczycy i wszelkiego rodzaju ran.
Polecam, polecam, polecam.
TWARZ
OLEJE/OLEJKI
1. Evree, Magic Rose, Olejek do twarzy i szyi.
Kupiłam go dwa miesiące temu, kiedy moja twarz znowu zaczęła szaleć, zaczerwieniona od podrażnień i łuszcząca się z niewiadomych przyczyn. Kupiony na chybił-trafił, okazał się strzałem w dziesiątkę. Używam go teraz codziennie przed snem, wspaniale regeneruje, wszystko goi się błyskawicznie, wyraźnie łągodzi zaczerwienienia i świetnie odżywia, a przy tym jest na tyle lekki, że nie powoduje zapchania. Zauważyłam też, że odkąd go używam, moja skóra się wyciszyła, mam dużo mniej podrażnień, przestała też się przetłuszczać (!); nie sądziłam, że którykolwiek kosmetyk tyle dokona.
Zimą u mnie lepiej sprawdza się w duecie. Na noc: 4 krople Magic Rose + odżywczy, łagodzący krem w dużej ilości i do rana wszystkie suche skórki znikają, budzimy się z ładniejszą buzią. Na dzień warto dodać kroplę do kremu.
Olejek ma piękny, różany zapach i jest bardzo wydajny - myślę, że spora w tym zasługa sposobu aplikacji. Pipeta pozwala precyzyjnie odmierzyć ilość produktu.
2. Olej z nasion malin.
Hit, który odkryłyśmy z mamą już jakiś czas temu i stale do niego wracamy. Chyba lepiej niż ten marki Etja sprawdzał się olej ze ZSK, ale wciąż daje radę :)
Tutaj mogę napisać opinię z dwóch punktów widzenia - moja skóra jest cienka, wrażliwa, przetłuszczająca się, ale zarazem sucha. Mama ma trochę mniejsze skłonności do podrażnień, ale jej skóra, z racji wieku, potrzebuje intensywnego odżywienia. Obie przetestowałyśmy wiele olejów i uważamy olej z nasion malin za najlepszy - nie zapycha, ale naprawdę wspaniale odżywia (według mamy bije na głowę wszystkie kremy przeciwzmarszczkowe), łagodzi podrażnienia i robi coś niesamowitego z kolorytem skóry - wyrównuje, sprawia że twarz wygląda bardzo zdrowo, tak promiennie. Można używać go jako krem na dzień, nakładany w rozsądnej ilości wchłania się do matu, a skóra, porządnie odżywiona, przestaje się przetłuszczać.
Jeżeli nie macie problemów z zapychaniem, warto wypróbować też olej arganowy, odpowiedniejszy do cery dojrzałej, normalnej i suchej i uwielbiany przez moją mamę ;). Gdyby się nie sprawdził, można zużyć go na włosy :)
3. Maski: Himalaya Herbals, Clarifying Mud Mask i Refreshing Fruit Mask.
Uwielbiam gorąco i nie zamienię na żadne inne. W ogóle marka Himalaya Herbals ma we mnie oddaną fankę :) Działanie masek jest podobne, z tym, że Refreshing Fruit Mask wg mnie jest odrobinę silniejsza. Po nałożeniu zawsze czuję dość intensywne podrażnienie i szczypanie (już znamienne dla kosmetyków tej marki), ale mimo wszystko maski mnie nie podrażniają. Przyspieszają gojenie się, nie powodują uczucia suchości, ograniczają produkcję sebum i, przede wszystkim, dosłownie wymiatają niedoskonałości i zaskórniki z twarzy. Z racji mojej wrażliwej skóry nie mogę używać peelingów (tak, nawet tych dla skóry wrażliwej -.-) i byłam pod wrażeniem tego, jak może oczyścić maseczka. W ramach oczyszczania skóry to coś wspaniałego, myślę, że bardzo dobra alternatywa dla cer trądzikowych.
Mała uwaga: Maja powiedziała, że ponieważ maski zawierają kwasy, są nieodpowiednie dla kobiet w ciąży i karmiących.
4. YVES ROCHER, HYDRA VEGETAL: tonik i krem.
Coś naprawdę super na zimę. Nigdy nie lubiłam toników - zawsze powodowały uczucie ściągnięcia, lub, jeszcze gorzej, "oblepienia" twarzy. Ten bardzo fajnie sprawdza się jako uzupełnienie demakijażu twarzy czy przed nałożeniem kremu rano. Normalizuje, oczyszcza, uspokaja skórę, lekko nawilża i ma piękny, świeży zapach. Niczego więcej nie wymagam :) także jestem bardzo zadowolona.
Jeśli chodzi o krem z tej serii, warto się nim zainteresować, jeśli nasza skóra sprawia wrażenie odwodnionej i zmęczonej. Bardzo ładnie się wchłania i raczej nie nadaje się jako krem ochronny na zimę, ale bardzo dobrze nawilża, więc po okresie tych trzaskających mrozów jak najbardziej do polecenia pod makijaż. Teraz stosuję na noc razem ze wspomnianym już Magic Rose i dla mnie jest to duet idealny.
Mam nadzieję, że uda Wam się znaleźć coś dla siebie :) zamierzałam napisać kilka słów na temat kolorówki, ale zrobiłby się post-tasiemiec, więc następnym razem.
Testowałyście coś z mojej listy? Macie jakieś ulubione kosmetyki, godne polecenia?
Dobrego 2016 roku ;)
Julka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Wasze komentarze :)