Komedie romantyczne to raczej nie moje klimaty, ale kiedy zobaczyłam zwiastun Czasu na miłość, stwierdziłam, że dla Rachel McAdams warto zaryzykować - ma tyle uroku osobistego, że w O północy w Paryżu kradła każdą scenę, Pamiętnik również zapadł mi w pamięć. A już całkiem przekonało mnie, że główny bohater nie jest typowym, posągowym brunetem. Ot, zwykły, sympatyczny rudzielec, chłopak z sąsiedztwa. Z drugiej strony Richard Curtis nie należy do moich ulubionych reżyserów. Mimo kilku prób, Cztery wesela i pogrzeb obejrzałam zaledwie do połowy, więc bałam się, że w kinie będę się nudzić jak mops. Ale wiecie co? Nie wynudziłam się :)
Na początku filmu nasz protagonista świętuje sylwestra, który okazuje się kompletnym niewypałem. Strzela kilka gaf, z rodzaju tych, które budzą później człowieka w środku nocy i każą zadać sobie pytanie "Boże, co ja zrobiłem?". Następnego dnia dowiaduje się od taty, że przedstawiciele tak zwanej płci brzydkiej w ich rodzinie mogą podróżować w czasie, do dowolnego miejsca w przeszłości, które pamiętają. Tim nie traci czasu: na początku "naprawia" sylwestra, a później zaczyna szukać tego, czego brakuje mu najbardziej - miłości swojego życia. Musi jednak na nią poczekać, poznaje Mary dopiero po przeprowadzce do Londynu. Zakochuje się w dziewczynie na zabój, ale w wyniku jego kolejnej podróży w czasie okazuje się, że wcale się nie poznali, a Mary jest już w innym związku. Tim musi się nieźle nagimnastykować, żeby to wszystko odkręcić, ale kiedy już mu się udaje, są razem idealnie szczęśliwi.
Urzekło mnie, że ten film jest taki życiowy. Życie Tima i Mary nie jest idealne, ich wesele z praktycznego punktu widzenia było katastrofą, nie są bogaci, a małe dziecko rozrabia; dar Tima nie chroni też rodziny od wypadków i śmierci. Mimo tego w czasie dwugodzinnego seansu nie usłyszałam, żeby bohaterowie na swoje życie narzekali. Czas na miłość dotyka tych najważniejszych kwestii: miłości i bliskich relacji, ale (na szczęście) bez patosu, w nienachalny sposób. Przeciwnie, dialogi Tima z jego tatą, z siostrą czy z Mary prowokują do szerokiego uśmiechu. Cała siła głównych bohaterów (których, swoją drogą, nie da się nie lubić, tak realistycznie zostali skonstruowani) bierze się ze wzajemnej miłości w ich rodzinie. Wzruszające jest, kiedy Tim odkrywa, że jego dar był mu potrzebny tylko do jednego: dzięki niemu nauczył się doceniać każdą chwilę swojego zwykłego-niezwykłego życia. Prosty przekaz, o którym dość często zapominamy.
Z kina wyszłam pokrzepiona. Nie sądziłam, że film tego typu może okazać się tak mądry. Rozproszył wszystkie chmurki na horyzoncie, nawet strach o pierwszy rok na studiach :). Gorąco polecam.
A może już widzieliście? Tak czy inaczej, zapraszam do komentowania :)).
I, tak btw, zwiastun który widziałam w kinie:
Chyba szykuje się kolejny dobry film, zobaczymy, czy dorówna Nietykalnym. Nie mogę się doczekać premiery :)
źródło: pinterest.com |
Julka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Wasze komentarze :)