Zawsze podobały mi się pomalowane usta. Uważam, że dobrze dobrany kolor sprawia, że usta wyglądają na większe, cera się rozpromienia, a kolor oczu nagle staje się o kilka odcieni intensywniejszy. Odrzucały mnie za to dwie kwestie: a) za dobrą jakość trzeba zapłacić, więc b) jeśli nie trafię z odcieniem, będę miała poczucie, że zmarnowałam 30-40 zł na pierdołę, która tylko poniewiera się w kosmetyczce.
I tu z pomocą przychodzi (znowu :) Majka, która podsunęła mi pomysł na wykorzystanie konturówek do ust z Essence, z tym, że nie w roli konturówki, a szminki. Kosztują ok. 5 zł, więc w razie nietrafionego koloru to niewielka strata. Dlatego w Naturze nabyłam od razu 3:
I swatche (w tej samej kolejności). Aparat przekłamuje kolory: Satin Mavue w rzeczywistości jest różowy i dość chłodny, a Red Blush to nasycona, ciemna czerwień (która jakimś magicznym sposobem nie zmniejsza ust). Nad środkowym Honey Berry zastanawiałam się najdłużej... a teraz stał się najczęściej używanym ;).
Właśnie zauważyłam, że na dolnej wardze wyszło krzywo. Tak, nie umiem się malować.
Za to kolor podoba mi się szalenie, jest żywy, ale nie krzykliwy, ładnie podbija zielony kolor tęczówki. Jestem zachwycona trwałością, bo konturówka, nałożona na balsam do ust naprawdę wytrzymuje cały dzień. Nie muszę się też stresować, że po kilku godzinach zostanie tylko na połowie ust; zjada się równomiernie i naturalnie. I nie wysusza, a efekt ściągniętych, przesuszonych ust jest czymś, czego szczególnie nie lubię.
I kolejny dobry produkt: Dax Cosmetics, Perfecta Beauty Babe, Upiększający mineralny krem BB.
Może to mało istotne, ale plus dla producenta za opakowanie :) bardzo zachęcające.
Ponieważ nie lubimy się z podkładami, postanowiłam przerzucić się na coś lżejszego. Beaty Babe był akurat w Rossmannie w promocji (teraz jest jeszcze tańszy - 6,69 zł ;). To pierwszy krem BB, jaki w życiu popełniłam i wygląda na to, że długo z nim zostanę. Jest dostępny w dwóch odcieniach: do cery śniadej i jasnej. Ja kupiłam wersję do cery jasnej.
Efekt na twarzy jest taki, że... wygląda, jakby go nie było. Nie zakryje bardzo widocznych zmian - z drugiej jednak strony myślę, że nie taka jest jego rola. Lekko nawilża, nie pozostawia filmu na skórze i nie powoduje świecenia ani zapychania. Dopasowuje się do koloru skóry (nawet tak chłodnego, jak u mnie), pięknie ujednolica i wyrównuje koloryt, ukrywa drobne niedoskonałości. Zimą, kiedy potrzebuję mocniejszego nawilżenia może być za słaby, ale na lato - jak najbardziej godny polecenia.
Słońce pięknie świeci, więc, jak zawsze, kiedy wiosna rozkwita, zaczęłam się wyżywać artystycznie na paznokciach.
Krok pierwszy: malujemy na wybrane kolory. Ja miałam ochotę na pastele. Paćkamy palce lakierem, ale nie przejmujemy się i brniemy w to dalej.
Krok drugi: malujemy serduszka. Ja poszłam na całość i namalowałam na wszystkich paznokciach. Nie musi wyjść bardzo równo...
... bo za chwilę czarnym lakierem domalujemy kontury, ukrywając wszystkie nierówności
I na sam koniec dygresja o burakach :)
Kiedy byłam mała, rodzice martwili się moją bladością i brakiem sił. Któregoś razu mój tata spotkał małżeństwo staruszków, którzy mieli po 100 lat i trzymali się fantastycznie. Zapytał, czy mają jakiś sposób na utrzymanie się w takiej formie, a oni odpowiedzieli, że od zawsze pili... sok z buraków :).
Nasz tani i powszechny burak jest traktowany trochę po macoszemu. Bardzo niesłusznie, bo stanowi prawdziwą kopalnię wartości odżywczych. Dowiedziono, że sok z buraka ma właściwości krwiotwórcze, zawiera kwas foliowy - więc fantastyczna opcja dla kobiet w ciąży i dla takich anemików jak ja. Jest źródłem betaniny, chroniącej przed działaniem wolnych rodników, którymi jesteśmy bombardowani. Zawiera azotany, regulujące ciśnienie (szczególnie u nadciśnieniowców). Buraki są zasadotwórcze, więc pomagają zachować pożądane u człowieka pH (7,4 +/- 0,05). W świecie, w którym żywimy się głównie zakwaszającymi produktami (mięso, cukier, pieczywo, sery, kawa, herbata...) warto zadbać o zachowanie równowagi i... wsuwać buraka :)
Ostatnio w mojej rodzinie mamy zajawkę na sok z kiszonych buraków. Przepis jest banalnie prosty. 2 kg buraków obieramy, kroimy w kostkę i wrzucamy do baniaka po wodzie. Do tego dorzucamy 2 ząbki czosnku i liść laurowy. Całość zalewamy wodą (może być lekko osolona) i odstawiamy w zacienione miejsce. Po 3 dniach nadaje się do picia. Prawdziwy koktajl zdrowotny.
Smacznego ;)
Julka
Aleś mnie zaciekawiła tymi konturówkami. Aż sobie spisałam nazwy. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodobają :) odcieni do wyboru jest więcej, ale te 3 według mnie najlepsze dla jasnej cery ;)
UsuńZ konturówkami to super pomysł :) ja mam hopla na punkcie ust... Muszę nawilżać, nawilżać i nawilżać... Tak jak kiedyś wspominałam... Obecnie używam Medic Lip Therapy marki L'biotica. Na razie się u mnie sprawdza :)
OdpowiedzUsuńA tego kremu BB nie widziałam jeszcze.
Ja też, ale wszystkie pomadki (dziesiątki...) jakie zdążyłam przetestować, nawilżają na bardzo krótko. Muszę przetestować Twoją, tym bardziej, że cena kusi ;)
Usuń