Z powodu mojej niegdyś nadgorliwej, wysuszającej pielęgnacji mam teraz 3 typy cery:
- cera tłusta - w obszarze nos-częściowo policzki
- cera sucha - broda, skóra wokół ust, większa część policzków - generalnie "brzegi" twarzy,
- cera wrażliwa - właściwie cała twarz. Skłonność do zaczerwienień, reagowanie podrażnieniem na bardzo wiele kosmetyków.
Z tego powodu przetestowałam już naprawdę wiele kremów. Zmieniło się moje podejście: kiedyś krem miał tylko zmatowić cerę, teraz ma przede wszystkim nawilżać i koić. Efekt matujący jest dodatkową zaletą.
Jeśli odnajdujesz się choć częściowo w moim typie skóry lub po prostu szukasz dobrego, nawilżającego i nieobciążającego kremu, mam nadzieję, że w moich recenzjach informacje dla siebie. Będę trzymała się kolejności chronologicznej, myślę, że to pozwoli najlepiej pokazać, jak dany krem wpływał na stan cery.
1) Nivea Visage, Pure Effect, Matt Beauty (Matujący krem nawilżający + lekki podkład) Cena: ok. 15 zł.
"Dostany" w prezencie lata temu. Pamiętam tą ekscytację: mój pierwszy podkład! Niestety, z tego co pamiętam, był dostępny w jednym kolorze, ciemniejszym niż karnacja przeciętnej Polki. Źle się rozprowadzał, zostawiał smugi. Pamiętam, że wywoływał u mnie uczucie ściągnięcia skóry - wtedy nie czytałam składów, dzisiaj wiem, że był za to odpowiedzialny Alcohol Denat., który umieszczony tak wysoko w składzie, źle działa na stan mojej skóry.
2) Garnier, Czysta Skóra, Krem nawilżająco-matujący. Cena: ok. 16 zł.
Nie wysuszał, mam wrażenie, że nieźle nawilżał dzięki glicerynie. Na początku byłam zachwycona - wreszcie miałam matową cerę! Taki efekt utrzymywał się przez kilka dni. Później skóra, wołając o więcej nawilżenia zaczęła się jeszcze bardzie przetłuszczać. Efekt matu utrzymywał się tylko przez dwie-trzy godziny. Miałam też wrażenie, że "mat" wynika z tego, że krem osiadał na skórze, nie wchłaniając się do końca (btw, to jedyny krem, który nie nadawał się pod podkład - rolował się). Trudno mi powiedzieć, czy pomagał w zwalczaniu niedoskonałości, bo nie miałam z nimi problemu. Z całą pewnością nie spowodował u mnie wysypu nowych. Kiedy wykańczałam pierwsze opakowanie zauważyłam, że krem powodował lekkie uczucie szczypania i zaczerwienienie, ale nie przejęłam się tym, niestety.
3) Barwa, Siarkowa Moc, Antybakteryjny krem matujący. Cena: 13 zł.
Siarkowa Moc to najsilniejszy krem matujący, jaki stosowałam. Z perspektywy doświadczenia mogę powiedzieć: nie stosujcie go, jeśli nie macie poważnych problemów z trądzikiem! I grubej, wytrzymałej na wszystko skóry. Mnie doprowadził do stanu, z którym zmagam się do dziś. Bardzo silnie wysusza i głównie w tym celu powinien być stosowany: jako wysuszacz niedoskonałości. Nie zauważyłam, żeby nawilżał. Stosowanie go codziennie może spowodować osłabienie naturalnych właściwości skóry, obdziera ją z warstwy lipidowej. Mamy tu naprawdę konkretne składniki: siarka, tlenek cynku. Mogą być dobre dla skóry silnie zanieczyszczonej, natomiast dla mieszanej lub, o zgrozo, wrażliwej: nie, nie i jeszcze raz nie. U mnie na początku matowił fajnie, podobnie jak Garnier, ale później moja skóra ześwirowała: naskórek zaczął się łuszczyć, a ja miałam taki łojotok, że nie mogłam na siebie patrzeć. Dlatego odradzam kupowanie go pod innym kątem niż przeciwdziałanie niedoskonałościom, jest po prostu zbyt agresywny.
4) Nivea Visage Young, Pure Effect, Control Shine! (żel - krem do twarzy). Stara wersja, chyba już niedostępna.
Ot, taki krótki romans po Siarkowej Mocy. Na pewno nie jest porządnym nawilżaczem, jakiego skóra potrzebuje - z drugiej strony, moja skóra po "terapii antybakteryjnej" świeciła się jak latarnia i nie mogłam nad nią zapanować. Z tego powodu nie wiem, jak zmatowiłby skórę w normalnym stanie. U mnie nie zadziałałoby nawet posypanie jej skrobią. Na pewno nie wywołał wysypu niedoskonałości, ale też nie poprawił stanu cery w żaden sposób.
5) Nivea, Aqua Effect, Matujący krem nawilżający na dzień. Cena: ok. 20 zł
O tym kremie jestem w stanie powiedzieć z czystym sumieniem, że nie robi nic. Nie ma działania matującego, ale też nie nawilża - skóra, sucha i ściągnięta przed nałożeniem, nadal taka pozostawała. W jakiś magiczny sposób powodował też, że każdy nałożony na niego podkład nagle znikał. Nie potrafię tego wyjaśnić - po prostu znikał, przestawał być widoczny, wyparowywał. Dodatkowo ten krem wzmógł moją skłonność do podrażnień. Fuj. Nie polecam.
6) Garnier, Hydra Adapt, Matujący i odświeżający krem - sorbet do cery mieszanej i tłustej. Cena: 16 zł.
Wstyd się przyznać, ale kupiony zupełnie pod wpływem reklam - nawet nie sprawdziłam recenzji...
Jego plusem jest to, że niewątpliwie nawilża. Nie jest to jakieś hard core'owe wrażenie skóry opitej wodą, ale łagodzi uczucie suchości. Ma też przyjemny, świeży zapach... i na tym zalety się kończą. Hydra Adapt pozostawia bowiem uczucie dziwnej powłoki na skórze. Nie jest to typowy tłusty film, bo krem na lekką formułę, ale jednak taka dziwna warstwa na skórze pozostaje, dając dziwne uczucie, że pod tym "ochronnym płaszczykiem" skóra się jakby poci. Na efekty nie trzeba długo czekać - mnie bardzo nieprzyjemnie zapchał. Czy daje efekt matujący? Niestety takiego działania nie zauważyłam.
7) Biały Jeleń, Hipoalergiczny krem do twarzy `Łagodzenie`. Cena: 10 zł
Kupiony po długim czasie nieużywania niemal żadnego kremu. Kiedyś już o nim pisałam. Jeżeli masz skórę wrażliwą, przesuszoną, jeśli Twoja skóra łuszczy się jak szalona - bierz w ciemno, na pewno się z nim polubisz. To mój ulubieniec do stosowania na noc. Nakładam go szczodrze i idę spać - wchłania się całkowicie. Pomaga rozprawić się z suchymi skórkami i jest świetny na podrażnienia, bardzo szybko daje uczucie ukojenia i łagodzenia. Do tych wszystkich zalet dodam jeszcze, że nigdy mnie nie zapchał. Dla skóry suchej, podrażnionej, mieszanej i zwłaszcza odwodnionej jest świetny.
8) Himalaya Herbals, Nourishing Skin Cream (Odżywczy krem do twarzy). Cena:ok. 5 zł/50ml
Również wspominany na blogu. Nadaje się zarówno na dzień, jak i na noc. Dobry dla cery mieszanej lub tłustej: zawarte w nim naturalne składniki pomagają rozprawić się z wypryskami, nie powodując jednocześnie wybicia skóry ze stanu równowagi. Nie jest to nawilżenie na poziomie poprzednika, kremu Biały Jeleń, ale na dzień dla mnie jest wystarczający. Bardzo ładnie się wchłania, moje suche policzki są w stanie wypić go bardzo dużo. Sprawdził się też w ekstremalnych warunkach, bo rok temu zabrałam go na żagle. Dzielnie ochronił skórę przed działaniem wiatru, który zawsze mnie strasznie wysusza. Mały, niepozorny Himalaya Herbals naprawdę daje radę, więc warto rozejrzeć się za nim w aptekach czy Hebe.
9) Evrēe, Essential, Nawilżający krem do twarzy 20+, do cery suchej i normalnej. Cena: ok. 25 zł
Do cery suchej i normalnej....?
Tak właśnie!
Nie sądziłam, że to kiedyś nastąpi, ale znalazłam swojego świętego Graala. Po wielu przetestowanych produktach chciałam znaleźć krem, który przede wszystkim zredukuje podrażnienie, nie wywoła nowych i będzie porządnie nawilżał. Moja skóra wypija ten krem w minutę. Redukuje on uczucie suchości czy ściągnięcia. Po nałożeniu cera jest bardzo przyjemnie zrelaksowana, ukojona. Stała się też jakby jedwabista w dotyku. Znikają suche skórki. Bardzo dobrze przyspiesza gojenie się... właściwie wszystkiego.
Ale, co zabawne, po latach przeszukiwania półek z typowymi "kremami matującymi", kiedy postanowiłam rzucić marzenia o matowej skórze, okazało się, że to, czego tak zawzięcie szukałam, to krem przeznaczony do suchej skóry. Naprawdę. To jedyny krem, po którym moja twarz nie świeci się. I mogę zapomnieć o używaniu pudru przez cały dzień. Problem po prostu zniknął. Mam matową twarz. W końcu!
Kolejnym plusem jest konsystencja: jakby "budyniowata", bardzo treściwa, wróży dobrą wydajność. Mam nadzieję, że nigdy go nie wycofają. Cena, skład (!), działanie, to, jak przeobraził moją cerę w ciągu kilku dni - nawet dla mojej wymagającej skóry jest wspaniały.
Generalnie, jeśli chodzi o pielęgnację, nawet skóry tłustej, warto pamiętać, że potrzebuje nawilżenia i delikatnego traktowania, tak jak każda inna. Jak widać na moim przykładzie, stosowanie agresywnych kosmetyków może dać skutek odwrotny od zamierzonego. Dopiero, kiedy zaczęłam swoją cerę traktować łagodniej, zobaczyłam, jak poprawia się jej stan, kiedy przestałam ją peelingować, wysuszać, matowić za wszelką cenę. Warto swoją skórę po prostu polubić :) zadbać o dobre warunki dla niej... a ona z chwilą, gdy przywrocimy ją do równowagi, zrobi za nas resztę.
J